Reżyser Tim Burton przeszedł długą drogę od czasu swojej pierwszej pracy jako animator dla Disneya we wczesnych latach 80-tych. Stworzył kilka animowanych filmów krótkometrażowych, z których żaden nie został uznany za odpowiedni dla dzieci – co było wczesną oznaką mrocznego spojrzenia Burtona. Jednak jego ciężka praca i talent nie pozostały niezauważone. Późniejsze prace reżyserskie przy filmach Beetlejuice (1988), Batman (1989) i Batman Returns (1992) ugruntowały jego rolę jako eksperymentującego i wizjonerskiego reżysera/producenta. Nikt inny nie nadawał się więc do adaptacji uwielbianej powieści Dahla i nikt inny nie był na tyle odważny, by podjąć się przeróbki Willy’ego Wonki i fabryki czekolady (1971, reż. Mel Stuart), nieprzemijającego klasyka z Genem Wilderem w roli Wonki.
Burton wielokrotnie wykorzystywał Deppa w poprzednich filmach (Edward Nożycoręki, Ed Wood, Sleepy Hollow, by wymienić tylko trzy), co wskazywało na to, że jest on oczywistym i, można by rzec, idealnym wyborem do roli Wonki. Depp jest zdecydowanie najlepszą rzeczą w tym filmie. Cała osobowość jego bohatera – strój i mowa ciała, ton głosu, dowcipne kwestie wygłaszane w pogardliwy, a zarazem uroczy sposób – wszystko to składa się na zasłużone wyzwanie rzucone koronie Wildera. Ale czy ją kradnie? Powiedziałbym, że nie. Dla kogoś, kto wychował się na powieściach i filmowych adaptacjach Roalda Dahla, Wilder JEST Wonką. Próbując zignorować moje oczywiste uprzedzenia, uważam, że Depp dobrze walczy i być może, gdyby rodzice czwórki okropnych dzieci wykazali więcej iskry lub byli aktorami wyższego kalibru, jego komiczne momenty miałyby znacznie większy wpływ.
Inna muza Burtona, Helena Bonham Carter, jest źle obsadzona w roli matki Charliego. Jej linie są dostarczane rozproszony i z powietrza kogoś bardzo świadomy jej statusu w przemyśle filmowym. Na szczęście jej rola jest dość niewielka i nie wpływa negatywnie na film. Freddie Highmore jest dość mdły, ale nie obraźliwy w swojej roli Charliego. Ten sam opis można zastosować do Davida Kelleya, który gra jego dziadka Joe. Z wyjątkiem Augustusa Gloopa, którego rola jest stosunkowo niewielka, czwórka nagrodzonych biletami dzieci nie spełnia oczekiwań ani standardów wyznaczonych w wersji Mela Stuarta z ’71 roku. Po prostu łagodnie irytują i rozczarowują, zwłaszcza Veruca i Violet. Ale wątpię, by ktokolwiek dorównał Julie Dawn Cole, oryginalnej Veruce.
Pewna ilość furory otoczyła Deep Roya, aktora o wzroście 4 stóp 4 cali, który gra każdego z Oompa Loompas, śpiewających i tańczących Wonki. Gra on również terapeutę Wonki i, w nieco żartobliwym momencie, pojawia się na krótko w sekwencji końcowej, gdzie okazuje się, że jest narratorem. Efekty użyte do odtworzenia Roya jako każdego pojedynczego Oompa-Loompa, moim zdaniem, pomniejszają wartość filmu. Podczas oglądania scen, z pewnością lepiej jest być pochłoniętym i zaangażowanym, niż być rozpraszanym przez efekty specjalne i zastanawiać się „jak/czemu oni to zrobili?”. Dodatkowo, sceny Roya są jedynymi, w których pojawia się muzyka – w tej adaptacji nie ma Wonki czy Dziadka Joe wybijających się w piosenkach i tańcach. Wszystko, co dostajemy tutaj są dydaktyczne teksty Oompa-Loompa, które niestety są zagłuszane przez poniżej-par montaż dźwięku.
W bezprecedensowy ruch, Burton i scenarzysta James August dali Wonka historię. Christopher Lee, który jest niestety niewykorzystany w tym filmie, gra jego ojca, a my dowiadujemy się dokładnie, dlaczego Wonka jest taką enigmą. Nie zdradzę wyniku, powiem tylko, że jest on mało satysfakcjonujący i odbiera Wonce tajemniczość – to, co czyni go atrakcyjnym. Twierdzi się, że ta adaptacja podąża za powieścią Dahla o wiele bardziej niż wersja z 1971 roku, i rzeczywiście tak jest – wszystko jest niemalże zgodne z literą. Niestety, wątek Wonka/ojciec wyraźnie podważa wszelkie starania filmu, by pozostać wiernym powieści Dahla – gdyby Dahl życzył sobie obecności postaci ojca, zawarłby to w swojej książce. Jednak pewna licencja artystyczna jest zawsze podejmowane przy adaptacji książek i sztuk na duży ekran, a ta kreatywność jest potrzebna, aby utrzymać obrazy i linie fabularne świeże i zapobiec statyczne uziemienia.
Jeśli chodzi o obraz filmu, cóż, to film Burton i wierny formie nie jesteśmy rozczarowani. Zazwyczaj wchodzimy i wychodzimy z filmu podczas delikatnych opadów śniegu. Dom biednych Bucketów przechyla się żałośnie na jedną stronę i niemal przyprawia o dreszcze, gdy Charlie wspina się do łóżka pod dziurawym dachem. Kolor jest odpowiednio odcień w dół, z wyjątkiem niektórych scen w fabryce, gdzie żywe kolory przynieść piosenki i zestawy do życia – Chocolate Room i Boat Ride ożywają, a Television Room prawie ślepy. Jedyną wadą, jaką udało mi się znaleźć, i to drobną, jest to, że w niektórych momentach sceny w Czekoladziarni, czekoladowa rzeka, w której Augustus Gloop spotyka swoje przedwczesne wyssanie, wygląda bardziej jak brązowa woda niż kremowa czekolada. Poza wspomnianym wcześniej kiepskim montażem dźwięków w utworach, dźwięk jest na najwyższym poziomie. Efekty dźwiękowe są wyraźne, żaden dialog nie pozostaje niesłyszalny, a partytura muzyczna jest zgodna z tonem filmu.
Verdict – Łatwo być zbyt drobiazgowym, gdy porównuje się film nie tylko do powieści, ale także do wcześniejszej, bardzo kochanej i uznanej adaptacji filmowej. Jednak, niezależnie od wad, jest to przyjemny w odbiorze film, który powinien przypaść do gustu osobom w każdym wieku. Czy jest to klasyka? Nie.