Kasserine Pass a Baptism of Fire for U.S. Army in World War II

Undated (AP) _ By ROBERT DVORCHAK AP National Writer

Kermit Carlson, chłopiec z Minnesoty, był radiotelegrafistą dołączonym do 19. batalionu inżynierów bojowych broniących przełęczy Kasserine – jałowego korytarza, o którym nigdy nie słyszał, dopóki Niemcy go nie zajęli.

Z 1200 ludzi w batalionie w dniu 18 lutego 1943 roku, tylko 125 pozostało następnego dnia. Reszta zginęła, została ranna, wzięta do niewoli lub rozproszyła się, ponieważ zaprawiona w bojach machina wojenna zafundowała niesprawdzonej armii amerykańskiej krwawy chrzest.

„Modliłem się tej nocy. I od 50 lat nie opuściłem żadnej modlitwy. Tak bardzo się bałem” – powiedział Carlson, który zdobył Brązową Gwiazdę z okopu w Tunezji na północnym krańcu Afryki.

″Byliśmy młodzi i głupi. Naprawdę zieloni” – powiedział Carlson, 75-latek z Hanley Falls w stanie Minn. – „To nie była niczyja wina. Mieliśmy przewagę liczebną, byliśmy manewrowani i przechytrzeni. Nauczyliśmy się tego w ciężki sposób. To było żywe piekło”.

Bitwy na przełęczy Kasserine i wokół niej między 14 a 22 lutego 1943 roku były pierwszymi starciami Amerykanów z Niemcami.

To był katastrofalny debiut.

Z 30 000 Amerykanów zaangażowanych w ramach II Korpusu, prawie co czwarty był ofiarą – szacuje się, że 300 zginęło, 3000 zostało rannych, a 3000 zaginęło lub dostało się do niewoli. Armia straciła także 183 czołgi, 104 półgąsienice, 208 sztuk artylerii oraz 512 ciężarówek i jeepów.

Amerykanie zostali odepchnięci o ponad 50 mil, chociaż zajęli swoje pozycje cztery dni po tym, jak niemiecki atak się wyczerpał. Tunezyjskie bandy rzuciły się na wraki jak sępy, pozbawiając żołnierzy ubrań i kosztowności, zanim dotarli do nich medycy.

Niemcy mieli 1000 zabitych, rannych lub zaginionych i stracili 20 czołgów.

Niemcy mieli lepszą broń i wyszkolenie. Działa kalibru 88 mm w ich nowych czołgach Mark VI mogły strzelać poza zasięgiem 75 mm amerykańskich czołgów Sherman. W jednej samobójczej próbie powstrzymania Panzerów, tylko cztery z 50 czołgów batalionu 1 Pułku Pancernego przeżyły bitwę.

Messerschmidty i bombowce nurkujące Stuka doprowadziły do perfekcji wsparcie ziemia-powietrze, a niemiecka piechota dysponowała nową, straszliwą bronią zwaną nebelwerfer – wielokrotnie wystrzeliwanymi rakietami. Ich dowódcami byli Erwin Rommel, Lis Pustyni z Afrika Korps, i gen. Juergen von Arnim.

Natomiast amerykańskie działo 37 mm było tak nieskuteczne, że nazwano je „drapaczem do lakieru” i wycofano z amerykańskiego arsenału.

ADVERTISEMENT

I tak samo, ostatecznie, było z niektórymi oficerami.

Bitwy w Kasserine rozwijały się w czasie, gdy siły Osi były wypierane z Afryki Północnej przez atakującą od wschodu brytyjską 8 Armię. Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi zgromadzili się w zachodniej Tunezji w celu przeprowadzenia wiosennej ofensywy.

Ale Niemcy uderzyli pierwsi i wymierzyli cios w cienką linię amerykańską. W Walentynki, 14 lutego 1943 roku, dziesiątki niemieckich pancerniaków pokonały amerykańskich obrońców od przełęczy Faid na północy do Gafsy na południu. Rozbitkowie, którzy przeżyli bitwy w takich miejscach jak Sidi bou Zid i Sbeitla, zostali odesłani 50 mil z powrotem do przełęczy Kasserine.

Dla szeregowego Raymonda Puterbaugha, jego pierwsza walka z Niemcami była ostatnią. Wczesnym rankiem 17 lutego, on i siedmiu towarzyszy z 34 Dywizji Piechoty zostało pojmanych na zachód od Faid. Następne 26 miesięcy spędził jako jeniec wojenny. Jego brat bliźniak, Robert, był w tej samej kompanii, ale uciekł, aby walczyć ponownie, nie wiedząc przez sześć miesięcy, że jego brat żyje.

″Były chwile, kiedy myślałem, że tak naprawdę niewiele osiągnąłem. Teraz, gdy jest już po wszystkim, czuję, że miałem szczęście. Wróciłem do domu żywy,” powiedział Puterbaugh, 74, z Brookville, Ohio. Nie mam żadnych wyrzutów sumienia.

Niemcy dotarli do Kasserine 18 lutego i zdobyli je dzień później, kiedy obrona 19 Pułku Inżynierów Bojowych rozpadła się pod ostrzałem artylerii, moździerzy, czołgów i karabinów maszynowych. Niektóre wycofujące się oddziały nadepnęły na miny podłożone w celu zniechęcenia Niemców.

Wśród jednostek rzuconych do wyłomu w Kasserine była 1 Dywizja Piechoty – Wielka Czerwona Jedynka. Wśród nich był Steve Franklin Phillips Jr, podporucznik świeżo po ukończeniu programu ROTC na Uniwersytecie Clemson.

Tak samo zielony jak on, 22-letni Phillips został postawiony na czele plutonu ciężkiej broni w 26. Pułku Piechoty, okopanego wzdłuż wyschniętego koryta potoku we wczesnych godzinach 19 lutego.

″Byliśmy bezczelnie wyrzuceni z naszej pozycji. To była klęska, chrzest we krwi” – powiedział Phillips, który później awansował do stopnia pułkownika i walczył w trzech wojnach.

Dla niego był to przypadek przegranej bitwy, ale wygranej wojny.

Nie byliśmy jedyną armią, która musiała wyciągnąć wnioski ze swoich pierwszych bitew. Nigdy nie zapomnieliśmy, co nam zrobili na przełęczy Kasserine. Niewiele później udowodniliśmy swoją wartość. Wyrównaliśmy z nimi rachunki” – powiedział Phillips.

Nawet w klęsce, gdy niektóre oddziały odcięły się i uciekły, w amerykańskim wojowniku ujawnił się charakter i wola zwycięstwa. Ci, którzy to przeżyli, wracali do walki w innych dniach z różnymi rezultatami.

Jednym z karabinów maszynowych w 26 Pułku Wielkiej Czerwonej Jedynki był porucznik John Gembel, który zgłosił się do armii jako 16-latek chcący uciec z pól węglowych Pensylwanii w Hazelton.

″Niemcy nadciągali tą drogą i nikt ich nie zatrzymywał. To sprawia, że myślisz, czy przeżyjesz, aby zobaczyć kolejny dzień” – powiedział Gembel, który później brał udział w inwazji na Sycylię i Normandię.

″Kasserine było do dupy, ale nie złamało to naszego morale. Nigdy nie sądziliśmy, że Niemcy są lepsi od nas. Dostaliśmy lanie, ale zreorganizowaliśmy się. Myśleliśmy, że ich dopadniemy i dopadliśmy. Zawsze myśleliśmy, że wygramy” – powiedział Gembel.

Do 20 lutego, pod osłoną bombowców nurkujących, Rommel przeprowadził kolumny pancerne przez przełęcz. Tuż za Kasserine droga rozwidlała się na północ do Thala i na północny zachód do Tebessy. Gdyby Niemcy nie zostali powstrzymani, podzieliliby siły alianckie i zagrozili kwaterze głównej gen. Dwighta Eisenhowera w Algierze.

Ale amerykańska artyleria i brytyjska piechota zatrzymały ich. Trzy bataliony artylerii amerykańskiej 9 Dywizji Piechoty wykonały czterodniowy, 777-milowy forsowny marsz przez algierską pustynię i zajęły pozycje obronne po zmroku 21 lutego.

Wyrzutnie haubic 105 mm wspierały brytyjską piechotę okopaną na ostatniej linii obrony w Thala. Gdy Niemcy znajdowali się w odległości zaledwie 2500 jardów, tuby artyleryjskie opuszczono na płaską trajektorię i wystrzelono.

Po całodziennym pojedynku 22 lutego niemieckie natarcie nie powiodło się.

Tego samego dnia pod Tebessą, zdenerwowani Amerykanie usadowili się i zablokowali niemieckie kolumny. Jeszcze tej samej nocy Niemcy zaczęli cofać się przez Kasserine.

Nie zdoławszy się przebić, Rommel wycofał się 23 lutego i umocnił swoje pozycje na wschód od Kasserine, by stawić czoła nowym zagrożeniom ze strony Brytyjczyków na wschodzie.

Dowódca II Korpusu USA gen. dyw. Lloyd R. Fredendall został zwolniony i odesłany przez Eisenhowera do ośrodka szkoleniowego w Stanach Zjednoczonych. Ike zastąpił go zuchwałym, twardo stąpającym po ziemi kawalerzystą – George’em S. Pattonem.

Pod Pattonem, Amerykanie lizali rany i witali nowe działa, czołgi i samoloty płynące przez Atlantyk. Patton przeszedł do ofensywy już 16 marca, mówiąc dowódcom swoich dywizji: „Jeśli nie zwyciężymy, niech nikt nie wraca żywy”.

Do 13 maja ostatnie resztki Niemców i Włochów poddały się w Tunezji lub zniknęły z Afryki. Armia amerykańska, która została wykrwawiona na przełęczy Kasserine, nauczyła się walczyć i koordynować ataki ze swoimi brytyjskimi i francuskimi sojusznikami.

Zrosła się z nią machina wojskowa, która później walczyła na Sycylii, we Włoszech, w Normandii i w drodze przez Francję do Niemiec.

Korespondent wojenny Ernie Pyle napisał, że Kasserine, bolesne i trudne, było rytuałem przejścia.

″Nasze położenie było cholernie upokarzające. Straciliśmy mnóstwo sprzętu, wielu Amerykanów, cenny czas i terytorium – nie mówiąc już o twarzy” – pisał Pyle.

„My, Amerykanie, byliśmy tacy zadowoleni z naszej zarozumiałości. W jakiś sposób czuliśmy, że tylko dlatego, że jesteśmy Amerykanami, możemy bić naszą wagę w żbikach” – powiedział. Bez wojny w Tunezji nie bylibyśmy przygotowani na większe wojny, które nas czekają. Tak naprawdę uczymy się takich rzeczy tylko poprzez działanie”

.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.