Kiedy debiutancki LP Passion Pit, „Manners”, ukazał się w 2009 roku, poczułem się jak objawienie. Mastermind zespołu Michael Angelakos dostarczył jedno-dwa combo absurdalnie chwytliwego popu i głębokich warstw syntezatorowych blipów, zaprogramowanych bitów, żywej perkusji i spiętrzonych wokali. Ale, żeby być sprawiedliwym, wiele płyt z nowych indie electropopowych aktów czuło się wtedy jak objawienia.
Dziesięć lat temu „Manners” rozbrzmiewało z Bostonu, ale mogło zginąć w morzu muzyki w sam raz do tańca i myślenia (patrz MGMT, La Roux, Phoenix). Zamiast tego, zabłysnął wtedy i stał się klasykiem teraz.
Nawet Angelakos się z tym zgadza.
„Zajęło mi trochę czasu, aby zbliżyć się do tej płyty i nie myśleć o niej jako o tej niepokojącej lub traumatycznej płycie do zrobienia”, powiedział absolwent Emerson przed wyprzedanym koncertem Passion Pit w czwartek w House of Blues. „Teraz słucham i myślę: 'Miałem 20 czy 21 lat i nagrywałem płytę z orkiestrą, sekcją dętą, chórem dziecięcym, 18 wokalami ułożonymi jeden na drugim w prawym uchu i kolejnymi 18 w lewym’. Zawsze słyszysz to, co chcesz udoskonalić, ale musisz trochę odpuścić i cieszyć się płytą.”
Angelakos wrócił do „Manners” tak bardzo, że obecna trasa świętuje 10 rocznicę wydania. Ale kiedy album się ukazał, singer-songwriter-producent nie miał zbyt wiele czasu, by zastanawiać się nad swoim małym arcydziełem. W ciągu pięciu lat jego zespół przeszedł drogę od grania w klubie Great Scott w Allston do pakowania tysięcy ludzi do Agganis Arena i miejsc na całym świecie. Nagle, modne sklepy od Bostonu przez Londyn po Madryt zaczęły puszczać Passion Pit przez swoje PA, wykorzystując globalny cool zespołu.
„To stało się trochę za szybko,” powiedział Angelakos. „Nie miałem pojęcia, co się dzieje, ale starałem się grać tę rolę. Każdy artysta stara się udawać pewnego siebie, że całkowicie panuje nad sytuacją. Patrząc wstecz na te wywiady, słyszałem, że to, o czym mówiłem, zmieniało się z wywiadu na wywiad. I was just faking it as I went along.
„I am still getting out of that mindset of two years on the road, then six months off, then a year in the studio, then do it again,” he added. „Musiałem (zwolnić, aby) przypomnieć sobie, skąd przyszedłem i dlaczego robię to, co robię, przed następnym projektem.”
Angelakos czuje się obecnie znacznie lepiej – mówi: „Moje lata 20. były takim bałaganem, ale kocham być w mojej 30.”. Wciąż jednak nie kocha branży. Uważa, że nie jest on przyjazny dla artystów. Ale podoba mu się ten środkowy grunt, na którym wylądował, gdzieś pomiędzy supergwiazdą a undergroundowym aktem.
„Osiągnąłem miejsce w branży, które jest jakby idealne”, powiedział. „Ta trasa jest już w większości wyprzedana, podobnie jak poprzednia, i to nawet bez PR-owego nacisku. To trochę wyzwalające. Jestem w punkcie, w którym mogę iść w kilka różnych miejsc i lubię nie wiem, gdzie dokładnie skończę iść.”
.