Radzenie sobie z konfliktami etnicznymi

Konflikt etniczny nie jest czymś oczywistym, ani w naszych genach, ani w naszych kulturach. Jak zatem wytłumaczyć okrucieństwa, które codziennie przewijają się w naszych telewizyjnych wiadomościach? Aby odpowiedzieć na to pytanie, „Cultural Survival” zaprosił w tym numerze kwartalnika wybitnych naukowców z całego świata do analizy konfliktów etnicznych w każdym zakątku globu.

Analizy te podkreślają, że konflikt etniczny nie jest prostym wyrazem pierwotnych instynktów ludzkości. Jest to prawdą nawet w przypadku Rwandy, miejsca ostatniego ludobójstwa w naszej epoce ludobójców. Poniższy artykuł Lemarchanda podkreśla, że dominacja Tutsi nad Hutu została wyolbrzymiona i zinstytucjonalizowana jako „fakt naturalny” przez Belgię w czasach kolonialnych i że europejscy pisarze wymyślili dla niej rasowe uzasadnienie – wysocy, arystokratyczni, hamiccy panowie Tutsi rządzący niskimi, chłopskimi poddanymi Bantu Hutu. W rzeczywistości pojedynczy Tutsi i Hutu nie są łatwo odróżnialni od siebie, dlatego wydawano im dowody osobiste, aby „utrwalić” ich tożsamość. W tamtym czasie osoby posiadające 10 lub więcej krów były klasyfikowane jako Tutsi (zwierzchnicy), podczas gdy ci, którzy posiadali mniej niż 10, byli zdegradowani do statusu Hutu. Następnie agitatorzy etniczni zaogniali podziały między Tutsi i Hutu, niektórzy (jak niesławne Radio Milles Collines) systematycznie podburzali jedną grupę do masakrowania drugiej.

Jak to się dzieje? Jak to się dzieje, że ludzie, jak napisano we wstępniaku na początku tego kwartalnika, mogą z sąsiadów przeistoczyć się we wrogów? Kwestia ta jest obszernie omówiona poniżej, w artykułach dotyczących byłego Związku Radzieckiego (FSU). Barfield zwraca uwagę, że systemy wieloetniczne funkcjonowały w Azji Środkowej do czasu, gdy Związek Radziecki podbił region i zdefiniował swoje republiki w kategoriach etnicznych. Nie miało to większego znaczenia, gdy republiki etniczne były kontrolowane przez Moskwę w ramach wieloetnicznego imperium pod rosyjską hegemonią, ale upadek imperium zniszczył moskiewską orientację republik i pozostawił je samym sobie w walce o władzę.

Tishkov zwraca uwagę, że w FSU, podobnie jak w Jugosławii, brakowało alternatywnych struktur, które pomogłyby ludziom poradzić sobie z sytuacją, gdy państwo radzieckie rozpadło się, a zwykli ludzie musieli radzić sobie najlepiej jak potrafili z ekstremalną niepewnością polityczną i gospodarczą. Jego artykuł i artykuł Yamskova dokumentują dylematy ludności, która obudziła się, aby znaleźć się w mniejszościach, często nielubianych mniejszościach, w nowych etnicznie zdefiniowanych narodach. Wskazują oni, że etniczna definicja państwa jest przyczyną problemu, a pogląd ten potwierdza dokumentacja Danfortha dotycząca złożonych problemów, z jakimi boryka się obecnie Macedonia, zwana również Skopje lub Byłą Jugosłowiańską Republiką Macedonii, nowy naród, którego definicja sama w sobie jest wewnętrznie sporną kwestią polityczną, a sama nazwa jest przyczyną międzynarodowego sporu. Tishkov omawia, w jaki sposób można podważać etniczne definicje państwa i jakie środki można podjąć, by przeciwdziałać wysiłkom tych, którzy dążą do tworzenia lub rozpalania napięć etnicznych.

Artykuły zamieszczone w tym numerze pokazują, że tradycyjne sposoby radzenia sobie z etnicznością nie sprawdziły się. Państwa autorytarne, które próbują ją stłumić, nie odniosły sukcesu. Artykuł Arretxagi pokazuje na przykład, jak Franco tłumił etniczny regionalizm w Hiszpanii, aż był gotowy do wybuchu, jak socjalistyczni następcy Franco rozładowali etniczną przemoc, pozwalając regionom na znaczną autonomię, ale także jak może dojść do odwetu, gdy Europa zmęczy się regionalnymi i etnicznymi żądaniami, a hiszpański elektorat wypróbuje socjalistów, których administracja jest postrzegana jako skorumpowana i ekonomicznie katastrofalna.

Państwo liberalne, które miało sprawić, że etniczność przestanie mieć znaczenie, radzi sobie niewiele lepiej. Klasycznym przykładem są Indie. Sekularyści tacy jak Nehru mieli nadzieję, że podziały religijne w kraju stracą na znaczeniu w nowoczesnym państwie – nadzieję, która najwyraźniej się nie sprawdziła. W swojej zaskakującej analizie poniżej Madan wskazuje, że większość hinduistów czuje, że ich sposób życia jest zagrożony, a niektórzy z nich nalegają, że aby go chronić, Indie muszą stać się państwem hinduistycznym. Jednak pomimo wysiłków tych fundamentalistów, ich partia (BJP) została ostatnio odrzucona w wyborach w głównych stanach północnych Indii.

John Comaroff brzmi podobną nutą ostrożności wobec liberalnej demokracji, gdy pokazuje, jak niezwykły zwrot w RPA stał się możliwy. System ten wydaje się oferować nadzieję i ludzkie spełnienie ludziom cierpiącym pod despotycznymi reżimami, ale zbyt często zawodzi w praktyce, zachęcając do anomii i pewnego rodzaju niezadowalającego konsumpcjonizmu. To dlatego myślący Afrykanie obawiają się zwichnięć demokracji i mają nadzieję, że ich demokracje będą ruchami społecznymi, a nie tylko gwarantami praw wyborczych.

Salée dochodzi również do wniosku, że państwo liberalne nie było szczególnie sprawne w rozwiązywaniu etnicznych problemów Kanady. Analizuje zagadkową sytuację Quebecu, którego ludność frankofońska przejęła kontrolę nad swoim kulturowym i politycznym losem w prowincji, której gospodarka poczyniła ogromne postępy i nadal ma się stosunkowo dobrze. Wszystko to zostało osiągnięte, choć nie bez zgrzytów i wstrząsów, w ramach kanadyjskiej federacji. A jednak w chwili, gdy wydaje się, że frankofońscy Quebecois osiągnęli sukces, pojawiają się wśród nich głosy za całkowitym odłączeniem się od Kanady.

Schlesinger, mówiąc o USA, przekonuje z mocą, że państwo liberalne, mimo wszystkich swoich problemów, wciąż jest dla tego kraju najlepszym rozwiązaniem. Amerykanie nie powinni zachęcać swoich mniejszości etnicznych do zajmowania się celebracją własnej kultury, bo to w końcu doprowadzi do fragmentacji kultury narodowej i samego narodu. Zamiast tego wzywa Amerykanów, by żyli zgodnie ze swoimi ideałami i praktykowali demokratyczną inkluzywność, którą głoszą. To, jak sugeruje, jest najlepszą nadzieją dla imigrantów i osób dotychczas wykluczonych. Dlatego też ubolewa nad wielokulturową tendencją do podważania dumnej dewizy kraju E Pluribus Unum poprzez podkreślanie pluralizmu i pogardzanie całością.

Aragon analizuje inny sposób utrzymywania Jedności w Różnorodności (równie dumnej dewizy Indonezji), opisując, jak rząd indonezyjski trzyma w ryzach naród o czwartej co do wielkości populacji na świecie, rozproszony na tysiącach wysp, zawierający setki grup etnicznych i jeszcze większą liczbę lokalnych języków. Zauważa, że indonezyjskie rozwiązanie wymagało bardziej autorytarnego systemu politycznego, niż byłoby to do zaakceptowania na Zachodzie, z całkowitym zakazem mowy nienawiści skierowanej do innych religii lub grup etnicznych i tłumieniem „ekstremistów”, którzy mogliby naruszyć delikatną równowagę państwa.

Zauważa, że Indonezja, podobnie jak inne kraje azjatyckie, upiera się, że niektóre swobody muszą być odłożone na później w interesie rozwoju gospodarczego i wskazuje, że ten pogląd wydają się podzielać politycy i biznesmeni w USA, którzy regularnie argumentują, że prawa człowieka nie powinny przeszkadzać w handlu. Zauważa również, że to właśnie ten nacisk na rozwój stanowi największe zagrożenie dla mniejszych „rdzennych” społeczeństw Indonezji.

Cultural Survival od dawna argumentuje, że „imperatywy rozwoju” nie są wcale imperatywami, ale po prostu wymówkami dla ignorowania praw ludów rdzennych. Wciąż jednak trwa debata nad tym, które ludy można właściwie nazwać „rdzennymi” i jakie prawa im przysługują. Artykuł Kaapcke pokazuje, jak trudno jest określić, kim są rdzenni mieszkańcy byłego Związku Radzieckiego i jak takie ludy wpisują się w oszałamiający kalejdoskop nowych narodów i nowych mniejszości, który wyłonił się po upadku państwa radzieckiego.

Jasne jest, kim są rdzenni mieszkańcy obu Ameryk czy Australazji, gdzie najeźdźcy zza oceanu podporządkowali sobie rdzennych mieszkańców danego obszaru i osiedlili się wśród nich. Gdzie indziej, migracje ludności i wzory użytkowania ziemi sięgające tysięcy lat wstecz sprawiają, że trudno jest odróżnić ludność rdzenną od reszty. Obecnie termin ten jest używany w odniesieniu do ludów, które roszczą sobie prawa do swoich ziem na mocy długotrwałego użytkowania, które zachowały języki i kultury odmienne od głównego nurtu w krajach, w których żyją i podlegają rządom obcych im państw.

Takie ludy mają szczególny interes w zapobieganiu konfliktom etnicznym, ponieważ prawdopodobnie ucierpią najbardziej, jeśli staną się celem przemocy na tle etnicznym. Jeszcze większy interes mają w uznaniu pluralizmu etnicznego w ramach państwa. Rozwiązanie to jest obecnie wypróbowywane w wielu różnych krajach. Jest to wciąż sposób hiszpański i indonezyjski. Kanada próbuje znaleźć odpowiednie ramy dla wieloetnicznej federacji, ale ciągle potyka się o swoje własne przywiązanie do państwa liberalnego. Również Meksyk, jak pokazuje Stavenhagen w swoim artykule poniżej, zdecydował, że musi przemyśleć siebie na nowo i ogłosił się „narodem wieloetnicznym”, choć nie jest jasne, co to dokładnie oznacza i jak zostanie wprowadzone w życie przy silnej wewnętrznej opozycji. Bardziej zdumiewająca jest samoświadomość Gwatemali i widoczne wsparcie rządu dla specyficznie majańskich programów językowych i edukacyjnych w szkołach. Jeśli może się to zdarzyć w kraju, w którym rząd niedawno dokonał masakry swoich majańskich obywateli, to można mieć nadzieję, że niewiele okoliczności jest tak rozpaczliwych, by całkowicie uniemożliwić zbliżenie etniczne.

Artykuły zamieszczone w tym numerze pokazują nam, jak i dlaczego konflikty etniczne są tworzone i przez kogo. To jest zrozumienie, na którym musimy się oprzeć, jeśli mamy nadzieję cokolwiek z nimi zrobić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.