„Co sprawia, że jazda jest tak dobra?” pytali.
„Po prostu jedź. Zobaczysz”, odpowiadam.
W 2008 roku Bike Magazine wybrał go jako najlepszy szlak w USA. Nagle było mniej ludzi pytających o niego, a więcej jeżdżących nim. W tamtych czasach całodniowa wycieczka do MRT musiała się odbyć w mój jeden wolny dzień w tygodniu, więc zawsze zaczynała się od wczesnoporannego szaleńczego marszu do trailheadu, potem szarży na pełnej prędkości przez las, a następnie fast foodu w późnonocnej drodze do domu. Ale teraz, gdy czasami mogę brać całe weekendy wolne, moja dziewczyna, Katie, i ja poświęciliśmy dwa dni na wycieczkę, dając sobie szansę na jazdę tak, jakbyśmy nie mieli gdzie indziej być.
MRT najlepiej jeździ się późnym latem i wczesną jesienią, gdy Służba Leśna zakończy usuwanie drzew powalonych przez zimowe burze, a rzeka jest na tyle niska, że można dostać się do gorących źródeł przy szlaku. Przejazd jest 26-milowym (w jedną stronę) testem wytrzymałościowym, więc każda próba przejechania całości zaczyna się od transportu samochodem z McKenzie Bridge. To trzy godziny drogi z Portland, więc zamiast wstawać o 4 nad ranem, zajęliśmy się jazdą dzień wcześniej, kupując wino, ser, makaron i pesto na kolację od Marché Provisions i sernik od Sweet Life Patisserie w Eugene.
MRT biegnie równolegle do rzeki McKenzie, która jest wyłożona rustykalnymi domkami nad rzeką. Zarezerwowaliśmy dwie noce w Caddisfly Resort, jednym z kilku rodzinnych ośrodków wypoczynkowych nad rzeką, jak mówi właściciel Dick Lauer. Caddisfly ma trzy domki z czerwonego drewna schowane w lesie z odcinkiem piasku prowadzącym do wody. Nasz był przytulny i czuł się jak w domu, zanim jeszcze zrzuciliśmy nasze torby. Jest to rodzaj miejsca na wakacje, które jest idealną bazą wypadową dla przygód na świeżym powietrzu, ale także miejscem, w którym z przyjemnością spędzisz leniwy dzień grając w gry planszowe. Domki znajdują się również w odległości zaledwie mili od dolnego szlaku, więc nie trzeba wiele gimnastyki logistycznej, aby zakończyć jazdę przy drzwiach wejściowych.
Jeśli nie chcesz uruchomić własnego transportu, co oznacza jazdę dwoma samochodami (my tego nie zrobiliśmy), McKenzie River Mountain Resort w pobliżu Caddisfly (kolejna świetna opcja noclegowa) upuści Cię na starcie i odbierze na mecie. Wypożyczają również rowery z pełnym zawieszeniem, które wydają się być zbyteczne na pierwszych kilku milach szlaku, które biegną gładko i szybko w kierunku jasnoniebieskiej wody Clear Lake. Ale potem szlak się rozdziela, a lewe rozwidlenie prowadzi przez opcjonalne, przeznaczone tylko dla ekspertów pole lawy po wschodniej stronie jeziora. Prawe rozwidlenie tymczasem wije się na zachód, obok domków w Clear Lake Resort. Tam ponownie łączy się z drugą trasą, zabierając rowerzystów w sekcję szybkich podjazdów i technicznych zjazdów, które sprawiają, że pełne zawieszenie wydaje się bardzo potrzebne.
Opinie różnią się co do poziomu trudności MRT. Ogólnie rzecz biorąc, szlak staje się łatwiejszy, gdy jedziesz, a na całej długości trasy tracisz 1500 stóp wysokości, więc zjeżdżasz w dół, nawet jeśli wydaje się, że jest w większości płasko. Ale sama długość trasy nie pozwala większości początkujących na ukończenie całej przejażdżki.
Około dziewięciu mil w dół szlaku dotrzesz do basenu Tamolitch (aka Blue Pool), zalecanego miejsca na lunch i miejsca, gdzie rzeka McKenzie odradza się po kilku milach pod ziemią.
Przez dwie kolejne mile szlak jest zabójczą dla rozpędu wędrówką przez głodne skóry skały lawowe, gdzie nawet macho często zsiada z konia, aby przejść.
Jeśli poradzisz sobie z tym odcinkiem, reszta szlaku wydaje się niemal prosta. Ale mimo że szlak mknie tu szybko i płasko po gąbczastych sosnowych igłach – sekcja ta nosi nazwę Speeder Bikes w hołdzie dla „Powrotu Jedi” – to właśnie tutaj wielu rowerzystom zaczyna brakować gazu.
Płynęliśmy wzdłuż naprzemiennej ścieżki dźwiękowej szumiącej wody i stłumionych odgłosów uderzeń goleni o liściaste podszycie – ale przede wszystkim słyszeliśmy dźwięk naszego własnego oddechu.
W ten sposób dotarliśmy do Deer Creek (aka Bigelow) Hot Springs, ciepłego jak kąpiel basenu mieszającego się z rzeką McKenzie, zaledwie kilkaset jardów od głównego szlaku.
Mając przed sobą 10 mil do pokonania, wzięliśmy kąpiel, przeskakując między chłodną wodą z rzeki a parującymi gorącymi źródłami. Jedyną kontrowersją było to, czy odnosiliśmy jakieś terapeutyczne korzyści z marynowania się w połowie trasy, czy też po prostu czuliśmy się tak dobrze, że nie dbaliśmy o to. Siedzieliśmy więc, czekając na powrót iskry do naszych nóg. Zostaliśmy na bardzo długo.