Nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, że kraj, który dał nam foie gras, coq au vin, profiteroles i szampana, przyjął się McDonalds lub McDo (wymawiane MacDough), jak nazywają go Francuzi. Gdziekolwiek pójdziesz teraz we Francji wydaje się natknąć zielony M i są one prawie zawsze pełne w porze lunchu i wieczorem. My, emigranci, po prostu tego nie rozumiemy.
Nie zrozumcie mnie źle, lubię McDonalds i pracowałem w kilku oddziałach w Londynie jako nastolatek, aby zarobić trochę pieniędzy, kiedy byłem w szkole i na studiach. W tamtych czasach naprawdę wierzyłem, że waniliowy koktajl mleczny jest skutecznym lekarstwem na kaca. Nadal od czasu do czasu zajadam się burgerem i frytkami, choć nie tak często, będąc starszym i mądrzejszym (i grubszym).
Gdy mamy gości, wydają się być zdumieni, że istnieje nawet jeden oddział w kraju, który jest tak znany ze swojej gastronomii dla smakoszy, nie mówiąc już o prawie 900 oddziałach. Tylko Stany Zjednoczone mają więcej punktów McDonalds niż Francja – fakt, który uważam za niewiarygodny i dość dziwaczny.
McDonalds otworzył swoją pierwszą francuską restaurację w 1979 roku w Strasburgu – siedzibie Parlamentu Europejskiego i był to sprytny ruch, prawdopodobnie mający na celu odwołanie się do eurokratów, którzy zamieszkują centrum. W 1999 roku Jose Bove, rolniczy związkowiec, stał się bohaterem zwolenników antyglobalizacji na całym świecie, kiedy wraz ze swoim gangiem, Confederation Paysanne, zburzył McDonalds w Milau, we Francji, protestując przeciwko amerykańskim restrykcjom handlowym na francuskie produkty mleczne. Z megafonem w ręku, oświadczył poważnie do telewizyjnych kamer informacyjnych: „Zaatakowaliśmy ten McDonalds, ponieważ jest on symbolem międzynarodowych korporacji, które chcą nas napchać śmieciowym jedzeniem i zrujnować naszych rolników.”
Istnieją pewne istotne różnice między McDonalds we Francji a tymi w innych krajach. Po stronie negatywów we Francji każdy burger jest z serem, na ścianie jest informacja, że prośby klientów o usunięcie sera lub czegokolwiek innego nie będą akceptowane – ich nastawienie to „jedz jak jest albo spieprzaj”. Na plus należy zaliczyć fakt, że do posiłku podają piwo i mają o wiele szerszy asortyment jedzenia, który jest wyraźnie zaprojektowany z myślą o epikurejskim francuskim podniebieniu – w tym niedawno wprowadzone McBaguette z serami terroir.
Podejrzewam, że innym powodem popularności McDonaldsa może być to, że przynajmniej jego drzwi są niezawodnie otwarte. Nawet po kilku latach spędzonych we Francji wciąż jestem zaskoczona, że restauracje i bary zamykają się, kiedy tylko mają na to ochotę – więc jeśli jesteś we Francji i szukasz czegoś do jedzenia, a jedyną otwartą rzeczą jest McDonalds, możesz przeoczyć brak wykwintnych dań i klasycznej francuskiej kuchni i cieszyć się, że Monsieur Bove nie poszedł swoją drogą.
A bientôt Janine
*Pulp Fiction 1994 – a odpowiedź brzmi, tak jak w filmie – Royale z serem!