About Face: Emotions and Facial Expressions May Not Be Related

Przez pół wieku jedna teoria na temat sposobu, w jaki doświadczamy i wyrażamy emocje, pomogła ukształtować sposób, w jaki praktykujemy psychologię, wykonujemy pracę policji, a nawet walczymy z terroryzmem. Ale co, jeśli ta teoria jest błędna?
By Shannon Fischer-6/25/2013, 4:55

Zdobądź zniewalającą długą lekturę i obowiązkowe wskazówki dotyczące stylu życia w swojej skrzynce odbiorczej w każdą niedzielę rano – świetnie z kawą!

emocje-twarzowe-wyrażenia-niezwiązane-.1

Fotografie Jesse Burke

Forty-six lat temu młody kowboj psycholog z San Francisco o imieniu Paul Ekman wyłonił się z dżungli z dowodem potężnej idei. Przez kilka poprzednich lat próbował udowodnić teorię spopularyzowaną w XIX wieku przez Karola Darwina: że ludzie w każdym wieku i każdej rasy, z całego świata, manifestują emocje w ten sam sposób. Ekman podróżował po świecie z fotografiami pokazującymi twarze doświadczające sześciu podstawowych emocji – szczęścia, smutku, strachu, obrzydzenia, gniewu i zaskoczenia. Wszędzie, gdzie się udał, od Japonii przez Brazylię po najodleglejsze wioski Papui Nowej Gwinei, prosił badanych o przyjrzenie się tym twarzom, a następnie o zidentyfikowanie emocji, które na nich widzieli. Aby to zrobić, musieli wybrać z listy opcji przedstawionych im przez Ekmana. Wyniki były imponujące. Okazało się, że wszyscy, nawet niepiśmienni mieszkańcy plemienia Fore w Nowej Gwinei, którzy nigdy w życiu nie widzieli obcokrajowca, dopasowywali te same emocje do tych samych twarzy. Wyglądało na to, że Darwin miał rację.

Znaleziska Ekmana ożywiły marginalną wcześniej dziedzinę nauki o emocjach. Nagle naukowcy zyskali obiektywny sposób mierzenia i porównywania ludzkich emocji – odczytując uniwersalny język uczuć zapisany na twarzy. W kolejnych latach Ekman rozwijał tę ideę, twierdząc, że każda emocja jest jak odruch, z własnym obwodem w mózgu i unikalnym wzorcem wpływu na twarz i ciało. On i jego koledzy zaczęli nazywać to modelem Basic Emotion – i miało to znaczące praktyczne zastosowanie. W późnych latach 60-tych, na przykład, Ekman zdał sobie sprawę, że może wykryć mikroekspresje emocji, które pojawiają się na twarzy kłamcy. Jak później twierdził, każdy, kto został przeszkolony w zakresie prawidłowego rozpoznawania tych mikroekspresji, był w stanie wykryć kłamcę w 70 procentach przypadków. Swój pierwszy artykuł na ten temat opublikował w 1969 roku, a trzy miesiące później CIA zapukało do niego, chcąc dowiedzieć się więcej.

Tak rozpoczęła się meteoryczna droga do sławy. Od czasu tego pierwszego artykułu Ekman konsultował się nie tylko z CIA, ale także z FBI, Departamentem Bezpieczeństwa Wewnętrznego, nowojorską policją i Administracją Bezpieczeństwa Transportu, która wydała ponad miliard dolarów na szkolenie swoich agentów na lotniskach w technikach opartych na teoriach Ekmana. Ekman opublikował wiele wpływowych prac i książek, a jego odkrycia zostały zweryfikowane i rozwinięte w setkach badań. W 2001 roku Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne uznało go za jednego z najbardziej wpływowych psychologów XX wieku. A w 2009 roku Time uznał go za jednego ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Ekman jest gigantem w swojej dziedzinie, innymi słowy. Jego idee w potężny sposób kształtowały naukę o emocjach przez pół wieku. Ale jest taka sprawa: Co jeśli się myli?

„Szczerze mówiąc, to zabrzmi strasznie”, powiedziała mi Lisa Barrett, kiedy zapytałem ją o Ekmana i jego oryginalne badania. „Ale na początku, kiedy przeczytałam tę pracę, pomyślałam: Cóż, nikt nie może brać tego na poważnie. To nie może być prawda. To jest zbyt karykaturalne.”

Barrett jest profesorem psychologii w Northeastern, i przez lata była zaniepokojona pomysłami Ekmana. Jej zdaniem ludzie nie okazują i nie rozpoznają emocji w sposób uniwersalny, a same emocje nie mają swoich własnych miejsc w mózgu ani własnych wzorców w ciele. Zamiast tego, jej badania doprowadziły ją do wniosku, że każdy z nas konstruuje je na swój własny, indywidualny sposób, z różnych źródeł: naszych wewnętrznych odczuć, naszych reakcji na środowisko, w którym żyjemy, naszych ciągle rozwijających się doświadczeń i nauki, naszych kultur.

Może się to wydawać niczym więcej niż semantycznym rozróżnieniem. Ale tak nie jest. To zmiana paradygmatu, która postawiła Barrett na pierwszej linii frontu jednej z najbardziej zażartych debat w dzisiejszych badaniach nad emocjami, ponieważ jeśli Barrett ma rację, będziemy musieli na nowo przemyśleć, jak interpretujemy choroby psychiczne, jak rozumiemy umysł i jaźń, a nawet czym powinna stać się psychologia jako całość w XXI wieku.

Dwadzieścia jeden lat temu Barrett nie miała pojęcia, że będzie brać udział w tej debacie. W 1992 roku była jeszcze jedną studentką studiującą psychologię kliniczną na Uniwersytecie Waterloo – MIT Kanady. Miała wszelkie intencje, aby zostać terapeutką. To prawda, była niezwykle zaangażowana w stronę badawczą swojego programu. Ale ogólny rodzaj badań, które prowadziła, badając, w jaki sposób postrzeganie siebie przez ludzi może prowadzić do lęku lub depresji, był idealnym wyborem dla przyszłego psychiatry.

Czasami było jej wtedy ciężko. Jej małżeństwo było w strzępach, jej promotor właśnie wyjechał z miasta, była w trakcie wyczerpujących egzaminów kompleksowych, a za każdym razem, gdy próbowała przeprowadzić badania niezbędne do jej badań, kończyły się one niepowodzeniem. W jednym, szczególnie kłopotliwym eksperymencie, nikt z badanych nie potrafił odróżnić lęku od depresji – mimo że rozróżnienie tych dwóch stanów było celem całego eksperymentu. „Jeśli zgłaszali, że czują się smutni” – powiedziała mi Barrett – „to czuli się również zaniepokojeni. A jeśli zgłaszali, że czują się niespokojni, czuli się też smutni. Pomyślałam, że nie potrafią tego odróżnić?”. Każda praca, którą przeczytała, mówiła jej, że były to dwa różne stany emocjonalne umysłu – jeden oparty na strachu, drugi na smutku.

To była zagadka. Koledzy sugerowali, że to prawdopodobnie zwykły błąd statystyczny i namawiali ją, by poszła dalej. Ale ona nie mogła tego porzucić. Potrójnie sprawdziła już projekt swojego badania i sprawdziła wszystkich uczestników. Co jej pozostało? W końcu zdecydowała, że muszą to być środki badawcze, których używała ona i inni. Uświadomiła sobie, że są one właściwie bezużyteczne, jeśli chodzi o ocenę tego, czy dana osoba czuje się z tego powodu źle i jest zdenerwowana (lęk), czy też źle i jest ospała (depresja). A to z kolei poddawało w wątpliwość wiele z rzekomo udanych badań, które jej praca miała na celu zreplikować. Barrett napisała swoją pracę, obroniła doktorat, odbyła staż kliniczny na Uniwersytecie Manitoba, a następnie spakowała się do University Park w Pensylwanii, by rozpocząć życie jako adiunkt psychologii w Penn State.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.