William Cullen Bryant

Poeta i redaktor William Cullen Bryant stał wśród najbardziej znanych postaci we fryzach XIX-wiecznej Ameryki. Sława, którą zdobył jako poeta w młodości, pozostała z nim, gdy wchodził w wiek osiemdziesięciu lat; tylko Henry Wadsworth Longfellow i Ralph Waldo Emerson byli jego rywalami w popularności w ciągu całego życia. „Thanatopsis”, jeśli nie jest najbardziej znanym amerykańskim wierszem za granicą przed połową XIX wieku, to z pewnością plasuje się w pobliżu szczytu listy, a w domu dzieci w wieku szkolnym były powszechnie wymagane do recytowania go z pamięci. Bryant był redaktorem „New-York Evening Post” przez 50 lat. Po jego śmierci cały Nowy Jork pogrążył się w żałobie po swoim najbardziej szanowanym obywatelu, a eulogie wylały się tak, jak nie wylały się na żadnego człowieka pióra od czasu, gdy pokolenie wcześniej zmarł Washington Irving, jego rodzimy syn. Podobieństwo było właściwe: Irving przyniósł międzynarodową legitymizację amerykańskiej beletrystyce; Bryant zaalarmował anglojęzyczny świat o amerykańskim głosie w poezji.

Kształtowanie umysłu i osobowości Bryanta zawdzięczał w dużej mierze okolicznościom rodzinnym w Cummington, Massachusetts, małej wiosce na wzgórzach Berkshire, wyrzeźbionej z lasu ledwie pokolenie przed jego narodzinami. Jego ojciec, Peter Bryant, lekarz i chirurg, najwyraźniej postanowił osiedlić się w Cummington, by zabiegać o względy Sary Snell, której rodzina wyemigrowała z tego samego miasteczka we wschodnim Massachusetts; mieszkając w domu Snellów, zdobył narzeczoną. Parę szybko spotkało nieszczęście. Czy to dlatego, że względna zamożność dziedzica Snella sprowokowała młodego męża do przesady, gdy dostrzegł okazję do wzbogacenia się, czy też dlatego, że jego wysiłki zmierzające do zbudowania praktyki zawiodły, przyłączył się do ryzykownej spekulacji biznesowej i stracił wszystko, łącznie ze skromną, surowo zbudowaną chatką, w której zamieszkał z żoną i dwójką małych dzieci. Zrozpaczony – w ciągu roku urodziło mu się dziecko – próbował odzyskać wystarczającą kwotę, by nie trafić do więzienia dla dłużników, pływając jako chirurg okrętowy. Ten plan również okazał się nieudany: Francuzi zatrzymali statek na morzu i dr Bryant został internowany na prawie rok na Mauritiusie. Po powrocie był zmuszony polegać na hojności swojego teścia, aby przywrócić swoje miejsce w społeczności. Narodziny trzeciego dziecka, kolejnego chłopca, jeszcze bardziej pogorszyły perspektywy finansowe i sześć miesięcy przed piątymi urodzinami małego Cullena, Bryantowie ponownie zamieszkali u rodziców Sary. Listy Petera Bryanta do własnego ojca wskazują na poprawne, aczkolwiek napięte stosunki z patriarchalnym dziedzicem Snellem, mimo że w miarę polepszania się jego losu, lekarz zasilał finansowo zagrodę. Dobudowanie dodatkowej części domu zapewniło miejsce zarówno dla gabinetu lekarskiego Bryanta, jak i dla czworga dzieci urodzonych w latach 1802-1807. Taka aranżacja umożliwiła pewne rozdzielenie dwóch gospodarstw domowych, ale tarcia między pokoleniami i ich zasadniczo różne postawy wobec świata trwały nadal. Powściągliwość Williama Cullena Bryanta i jego strzeżona natura przez całe życie bez wątpienia były kształcone przez rodzinne ograniczenia panujące w jego jedynym domu, aż do chwili, gdy w wieku 22 lat wyjechał praktykować prawo.

Lata później Bryant podkreślał, że nie należał do tych, którzy postrzegają dzieciństwo jako szczęśliwy okres. Ciężar prac na farmie, nałożony tak ze względu na ich wartość jako dyscypliny moralnej, jak i z konieczności, obciążał jego wątłą budowę ciała i delikatne zdrowie, i chociaż zawsze był cenionym uczniem, chętnym do zadowalania się poprzez demonstrowanie swojej bystrości, szkoła rejonowa narzucała surowy reżim: lekcje były prowadzone pod groźbą pstryknięcia palcami. Jednak Cummington oferowało również hojne rekompensaty. Jako dociekliwe dziecko, Cullen nauczył się robić za towarzysza myśli stymulowanych przez naturę. Obserwacje roślin i kwiatów, ptaków i nieba, strumyków i falujących pól, które zajmują tak wiele jego wierszy, zostały wyćwiczone przez radość chłopca z badania otoczenia. Społeczna izolacja sprzyjała romantycznej wrażliwości, która odpowiadała ewoluującym gustom nowego wieku.

Dziadek chłopca narzucił mu kontrastujący światopogląd. Zachodnie Massachusetts w tym okresie generalnie odrzucało liberalne idee religijne, które rozprzestrzeniały się z Bostonu; jego ponura ortodoksja spoglądała w kierunku bardziej konserwatywnego kalwinizmu New Haven i obszaru Albany w stanie Nowy Jork. Ebenezer Snell, diakon w kościele kongregacjonalistycznym, studiował teologicznych pisarzy i był równie nieugięty w swojej interpretacji Pisma Świętego, jak w swoich orzeczeniach jako lokalny sędzia. Podczas nabożeństw modlitewnych, które odprawiał dla swojej rodziny każdego ranka i każdego wieczoru, dbał o to, by religijne przykazania towarzyszyły wychowaniu dzieci Bryantów. Młody Cullen nauczył się metrum i poezji dzięki hymnom Isaaca Wattsa i znalazł ujście dla miłości do języka, konstruując prowizoryczną ambonę z mebli w salonie, z której wygłaszał kazania naśladujące to, co słyszał w kościele. Kult podkreślał śmierć i moc diabła, a być może z powodu podatności chłopca na choroby i chronicznych, silnych bólów głowy, zastanawiał się on nad śmiertelnością, nawet w swoim młodym wieku, i postrzegał obraz Boga jako odlany z formy strachu i przygnębienia.

Jednakże bardziej przekonujący wpływ na rozwój umysłowy Cullena miał jego ojciec, człowiek o ograniczonych ambicjach, który aspirował do bycia obywatelem społeczeństwa znacznie wykraczającego poza horyzonty Cummingtona. Peter Bryant, podobnie jak jego ojciec, wybrał karierę lekarza i stał się wczesnym zwolennikiem homeopatii; jego pasją była jednak sztuka – muzyka, a zwłaszcza poezja. Jako erudyta amerykański zanurzył się w starożytności, a klasyczne wychowanie znalazło odzwierciedlenie w jego podziwie dla Alexandra Pope’a i innych XVIII-wiecznych brytyjskich wzorów stylu augustowskiego w poezji. Dr Bryant również pisał wiersze, a jeśli jego pochodne wysiłki nie były wybitne, to jednak były dobrze skręcone. Kiedy jego wcześnie dojrzewający syn zaczął układać kuplety, dr Bryant zwrócił na to uwagę. Choć stawiał chłopcu wysokie wymagania i szybko zdyskredytował jego ćwiczenia jako dogrywki, Cullen zaakceptował ojca jako biegłego mentora i czerpał satysfakcję z traktowania go jak równego sobie. W wieku 13 lat był już postrzegany jako cudowne dziecko. Gazeta Northampton Hampshire Gazette opublikowała kilka jego wierszy, w tym 54-wierszowe wezwanie do kolegów ze szkoły, które napisał trzy lata wcześniej. Zaczynający się patriotyczną inwokacją do Rewolucji, a kończący się wezwaniem do „Utrzymania jasnych rezydencji zawsze w naszych oczach, / Przyciśnięcia do celu i zdobycia chwalebnej nagrody”, szybko stał się standardowym wyborem do szkolnych recytacji w regionie. Jeśli, biorąc pod uwagę jego wiek, pozę, jaką przybrał w wierszu skomponowanym w 1807 roku, można uznać za żałośnie absurdalną – „Ach ja! pominięty na liście sławy! / Moje dzieła niezauważone, a imię nieznane!”- to jednak wskazywała na jego wielkie ambicje.

Ironicznie, czekała go natychmiastowa sława przekraczająca jego wyobrażenia. Po raz kolejny służył jako przedłużenie swojego ojca. Kiedy Peter Bryant, wybrany jako przedstawiciel do stanowej legislatury w 1806 roku, przekazywał polityczne pasje Bostonu w swoich listach i podróżach do domu, do Cummington, Cullen chłonął emocje, stylizując swoje młodzieńcze zrozumienie na federalistyczną partyzantkę ojca. W 1807 roku prezydent Jefferson poprowadził swoich zwolenników w Kongresie do uchwalenia Aktu Embargo, pogłębiając gorzki podział młodego narodu na partie i regiony. Ustawa zakładała amerykańską neutralność w działaniach wojennych między Wielką Brytanią a napoleońską Francją, ale północny wschód rozumiał, że neutralność wyraźnie faworyzowała Francuzów – co gorsza, że zakaz handlu z Brytyjczykami uderzał w żywotne organy gospodarcze regionu. W żadnym momencie przed wojną secesyjną Unia nie była tak zagrożona rozpadem. Dr Bryant przyjął stanowisko partii pro-brytyjskiej, zwłaszcza że jego racjonalistyczne wyznanie skłaniało go do dostrzegania zagrożenia w embargu: obawiał się, że zubożały Nowy Jork i Nowa Anglia padną ofiarą rządów jakobińskiego motłochu. Młody Cullen, zniewolony zarówno polityką ojca, jak i jego entuzjazmem dla poezji augustowskiej, połączył te dwie rzeczy w pogardliwym wierszu. Zwracając się do Jeffersona jako do „pogardy imienia każdego patrioty, / Ruiny kraju i hańby jego rady”, podał tchórzostwo przed „perfidnym Galem” i pogłoski o romansie z „sobolową” Sally Hemings jako powody, dla których Jefferson powinien „zrezygnować z fotela prezydenckiego” i „z ciekawością poszukać rogatych żab, / Pośród dzikich pustkowi luizjańskich bagien”. Dr Bryant z dumą namawiał syna, by rozszerzył swoje wysiłki, a kiedy ustawodawca wrócił do Bostonu po wakacyjnej przerwie, rozpowszechnił wiersz wśród swoich federalistycznych przyjaciół – w tym poety o niewielkiej reputacji, który przyłączył się do ojca w redagowaniu i dopieszczaniu dzieła. Do wiosny The Embargo; or, Sketches of the Times, A Satire, by a Youth of Thirteen, kilkunastostronicowy pamflet, szybko się sprzedał. Drugie wydanie – w którym 244 wiersze z pierwszego rozrosły się do 420, a dzięki dodaniu innych wierszy jego objętość potroiła się – ukazało się na początku 1809 roku. Ta młodzieńcza wystawa stała się tematem rozmów w Bostonie, nie tylko jako broń polityczna, ale także, jak zauważył recenzent The Monthly Anthology, jako zalążek talentu, który z pewnością „zdobędzie szacowną pozycję na górze Parnassus i odbije się uznaniem na literaturze swego kraju.”

Zdumiewająca natychmiastowa reakcja na The Embargo przypieczętowała determinację Petera Bryanta, by zapewnić synowi humanistyczną edukację, której jemu samemu odmówiono. W erupcji college’ów w całej młodej republice dostrzegł nieomylny znak, że społeczeństwo będzie czerpać swych przywódców z nowo wykształconej elity; dręczące obawy o jego zasoby finansowe i przykazanie, że wszystkie jego dzieci powinny być traktowane sprawiedliwie, musiały zostać odsunięte na bok, aby intelekt Cullena mógł być odpowiednio pielęgnowany. Wyobrażenie doktora Bryanta, że jego marzenie o zostaniu poetą może znaleźć spełnienie w jego synu, dostarczyło drugiego, psychologicznie silniejszego motywu. Nawet wybitny talent poetycki nie zapewniał utrzymania, zwłaszcza w Ameryce; zawód natomiast zapewniłby synowi stabilność ekonomiczną, która pozwoliłaby na rozwój jego zainteresowań literackich. I tak, pięć dni po czternastych urodzinach, Cullen przebył pięćdziesiąt mil, by zamieszkać u wuja, duchownego, który miał udzielać mu korepetycji z łaciny.

Młody człowiek czynił szybkie postępy. Ledwie zdążył zmazać „Translation from Horace. Lib. I. Car. XXII”, zanim w pierwszych tygodniach 1809 roku wysłał go do drukarni jako jeden z wierszy uzupełniających w drugim wydaniu Embargo. Do końca czerwca zdobył Eklogi Wergiliusza i część Georgik, a także całą Eneidę. Po miesiącu pracy na roli dla rodziny, zapisał się do szkoły w Plainfield, kilka mil na północ od Cummington. Tam zanurzył się w grece od godziny przebudzenia do pory snu i „marzył o grece” w międzyczasie; pod koniec semestru w październiku, mógł przeczytać Nowy Testament „od końca do końca prawie tak, jakby był po angielsku”. Następny rok, z wyjątkiem wiosennego pobytu w szkole w celu nauki matematyki, spędził w domu, poszerzając lekturę klasyków, ucząc się francuskiego u ojca, zapoznając się z pisarzami filozoficznymi i postaugustowskimi poetami brytyjskimi. Tempo i zakres jego studiów nie były wyłącznie funkcją jego uzdolnień: Dr Bryant, zawsze pamiętający o kosztach edukacji, wierzył, że pilność jego syna, połączona z wystarczającą ilością prywatnych studiów, pozwoli mu zapisać się do pobliskiego Williams College w październiku 1810 roku jako drugoroczny, oszczędzając w ten sposób na rocznym czesnym.

Przedsięwzięcie kolegialne nie przetrwało jednak roku. Jego najbardziej znaczące osiągnięcie jako studenta, Descriptio Gulielmopolis, satyrycznie wyrażało niezadowolenie z Williamstown i warunków życia w college’u; jeszcze bardziej rozczarowujący był brak intelektualnego zapału wśród „bladych, mruczących studentów pełzających / Jak widmowe pomniki nieszczęścia”. Program akademicki oferował niewiele stymulacji: tylko dwóch wykładowców było odpowiedzialnych za nauczanie wszystkich studentów drugiego roku, a kursy były bardzo odległe od jego zainteresowań. Uzyskując honorowe zwolnienie, wycofał się do Cummington na kolejny okres intensywnych, samotnych studiów, tym razem mających na celu przyjęcie do Yale jesienią tego roku jako junior. Oprócz „bardziej żmudnych studiów akademickich”, zagłębił się w bibliotekę medyczną ojca, „stał się całkiem niezłym chemikiem” poprzez czytanie Lavoisiera i przeprowadzanie eksperymentów, a także wertował Linneusza, aby zdobyć podstawową wiedzę z zakresu botaniki. Ale potem nadzieje na Yale zgasły. Dr Bryant, ponownie oceniając perspektywy finansowe rodziny i być może pod wpływem pogarszającego się stanu zdrowia, doszedł do wniosku, że pieniądze na przyszłość młodego człowieka powinny być zainwestowane bezpośrednio w karierę prawniczą.

Przekonany, że brak mu wymaganej elokwencji i pewnego siebie sposobu bycia, Cullen nie chciał zaakceptować losu, który skazywał go na harówkę. Choć miesiąc po ukończeniu 17 lat wyjechał do Worthington, sześć mil od domu, by rozpocząć naukę prawa, tęsknota za Yale nie ustępowała. List do przyjaciela opisuje jego rozterki: mówi o rolnictwie lub handlu, być może nawet o kowalstwie – co jest mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę osłabienie płuc i nawracające bóle głowy – jako o opcji lepszej niż prawo, gdyby nie zrealizował swojego pragnienia wznowienia studiów podyplomowych w New Haven w następnym semestrze. Mimo to był zbyt mocno związany ze swoją kastą, by zignorować praktyczną konieczność: przed końcem roku szkolnego poświęcił się karierze prawniczej i starał się zdegradować literaturę do roli pomocniczej w swoim życiu.

To przesunięcie uwagi nie było całkiem nieszczęśliwe. Chociaż Cullen okazał się wytrwałym uczonym, miał jeszcze wiele do opanowania jako młody dorosły próbujący określić swoje miejsce w świecie – a jego dwa i pół roku w Worthington mogło być bardziej pouczające niż college. Jeśli tylko z rzadka wymigiwał się od rygoru wertowania czarnych stron Littleton i Coke’a, by pisać wiersze, to jasne jest również, że swobodniej zamykał książki, by się bawić. W wieku 17 i 18 lat odkrywał przyjemność konwersacji w tawernie i, z rosnącym entuzjazmem, zadawania się z młodymi damami w okolicznych wytwornych salonach. Następnie, w połowie 1814 roku, wyjechał z Berkshires do Bridgewater, miejsca pochodzenia jego rodziny, by dołączyć do kancelarii kongresmena, którego nieobecność w Waszyngtonie wymagała zatrudnienia kogoś do prowadzenia jego praktyki. Bryant skorzystał nie tylko z doświadczenia prawniczego, ale także z pisania dla swojego pracodawcy raportów na temat polityki w jego okręgu – ćwiczenie to posłużyło mu jako wprawka do późniejszej pracy w gazecie i zmusiło go do zbadania problemów dnia niezależnie od federalistycznych poglądów ojca. Bliscy przyjaciele zauważyli jego rosnącą dojrzałość. Bryant rozważał nawet tymczasowe przeniesienie się do Bostonu, aby przezwyciężyć swoją nieśmiałość poprzez uczęszczanie na tamtejsze dwory i „angażowanie się trochę w przyjemności miasta, aby pozbyć się trochę rustykalności”. Ale kiedy jego ojciec odmówił sfinansowania tego eksperymentu, Cullen, być może z ulgą przyjmując fakt, że nie będzie musiał konfrontować swojej nieśmiałości z wyrafinowaniem miasta, stwierdził, że Bridgewater jest wystarczająco żywe. Po zakończeniu szkolenia (co charakterystyczne, skrócił zwyczajowe pięć lat do czterech), został przyjęty do adwokatury w sierpniu 1815 roku. Następnie spędził trzy miesiące w Cummington, a potem, w pobliżu ganku, na którym bawił się w dzieciństwie, założył kancelarię w zdecydowanie wiejskim Plainfield. Jego młodość zakończyła się zupełnie inaczej, niż się spodziewał; rozczarowany napisał pożegnanie z „wizjami wiersza i sławy”. „Zmieszał się ze światem” i poświęcił swoją czystość; teraz mógł tylko mieć nadzieję, że te jasne wizje mogą „czasem powrócić i w miłosierdziu obudzić / Chwałę, jaką okazaliście jego wcześniejszym latom”. Miał zaledwie 21 lat.

W rzeczywistości takie poetyckie chwały, o które obawiał się, że utoną pod rutyną pracy, były w fazie zapłodnienia. Cudowne dziecko, które napisało Embargo i naśladowało klasycznych pisarzy, było zręcznym naśladowcą mechanicznej koncepcji wiersza. Począwszy jednak od lat 1810-11, napływ zupełnie nowych wpływów zmienił jego rozumienie poezji. Głównym z nich były Ballady liryczne. Jego ojciec przywiózł do domu egzemplarz z Bostonu, być może dlatego, że jako oddany student poezji czuł się zobowiązany do zapoznania się z tym śmiałym, odmiennym podejściem do jej sztuki i tematyki. Peter Bryant nie był pod wielkim wrażeniem, ale dla jego syna była to rewelacja. Wspominając to spotkanie wiele lat później, twierdził, że po raz pierwszy usłyszał Naturę przemawiającą z dynamiczną autentycznością: Język Wordswortha trysnął nagle jak „tysiąc źródeł”. Prawdopodobnie jednak pełny efekt Wordswortha nastąpił dopiero jakiś czas po tym, jak Bryant rozpoczął studia prawnicze w Worthington. Jego mentor, przyłapawszy go na przeglądaniu „Ballad lirycznych”, ostrzegł go przed powtórzeniem tego wykroczenia, a Bryant, obawiając się odesłania, przez rok był posłuszny. Jednak ślubowanie abstynencji w imię prawa tylko podsyciło jego pragnienie sprawdzenia swoich sił w nowych możliwościach, jakie pokazał Wordsworth.

W tym samym okresie Bryant uległ wpływom tzw. poetów cmentarnych. Henry Kirke White, dziś praktycznie zapomniany, przez krótki czas cieszył się wielką sławą, choć nie tyle ze względu na zasługi jego rubasznego wiersza, ile na kontrowersje wywołane atakiem na niego w „The Monthly Review” i jego obroną przez Roberta Southeya; obecnie White osiągnął męczeństwo, umierając w wieku 20 lat w 1809 roku. Bryant bez wątpienia czuł powinowactwo z młodym Szkotem, który wymknął się przeznaczeniu jako prawnik tylko po to, by zginąć, jak mówiono, z powodu zbyt gorliwego poświęcenia się nauce. Inny Szkot, Robert Blair, miał jeszcze silniejszy wpływ; jego niezwykle popularny poemat „The Grave” z 1743 roku zaznaczył zmianę w guście i praktyce, od ostrego dowcipu i erudycji epoki neoklasycyzmu do ponurej emocjonalnej pobłażliwości, która połączyła się z późniejszymi elementami romantyzmu. Bezpośredni język, którym Blair posługuje się w pustym wierszu, wskazał Bryantowi drogę rozwoju; jeszcze bardziej pociągający był nacisk, jaki Blair kładł na akceptację nieuchronności śmierci i przezwyciężenie strachu przed zagładą.

Śmiertelność zawładnęła umysłem Bryanta w 1813 roku. Tyfus, lub choroba podobna do tyfusu, obległa w tym roku okolice Worthington. Kilku przyjaciół zostało dotkniętych chorobą, ale cierpienie i śmierć pewnej młodej kobiety pogrążyły Bryanta w melancholii. W kwietniu jego najlepszy przyjaciel z dzieciństwa nakłonił Bryanta do napisania wiersza na jego ślub, mimo że oznaczało to złamanie jego zobowiązania do powstrzymania się od pisania wierszy podczas studiów prawniczych. Tygodnie później panna młoda leżała umierająca, a pan młody ponownie poprosił, by „twoja lira nie zamilkła”; kiedy zmarła w lipcu, Bryant skomponował pierwszy ze swoich zbiorów poezji żałobnej. W następnym miesiącu jego dziadek Snell, wciąż pełen wigoru mimo podeszłego wieku, został znaleziony zimny w swoim łóżku. Ponieważ surowy kalwinista opierał swoje relacje z wnukiem raczej na posłuszeństwie i szacunku niż na miłości, śmierć starca nie wywołała wstrząsów emocjonalnych, ale nagła nieobecność tak władczej postaci zdawała się podważać ziemskie uzasadnienie życia. W tym spotkaniu z pustką pobrzmiewała myśl, że cała jego młodzieńcza ambicja sławy miała zwiędnąć w ponurym świetle małomiasteczkowych procesów sądowych i rejestracji aktów notarialnych.

Wiara Bryanta w Boga jego dziadka słabła już od czasów, gdy uczęszczał do Williams, gdzie reakcyjna dyscyplina religijna nie była w stanie stłumić silnych prądów liberalnych. Odejście Petera Bryanta od tradycyjnego chrześcijaństwa wywarło jednak większy wpływ: jego oddanie starożytnym pisarzom odzwierciedlało humanistyczny pogląd na życie, który przekazał synowi. Gdy obowiązki legislacyjne starszego Bryanta zaprowadziły go do Bostonu, zapoznał się z pismami Williama Ellery’ego Channinga i innych wczesnych unitarian i uznał je za przekonujące; choć nadal uczęszczał do kościoła kongregacjonalnego w Cummington, odmówił publicznej zgody na liturgię trynitarną, a kilka lat później wstąpił do kościoła unitariańskiego. Jako najbliższy intelektualny towarzysz Petera Bryanta, jego syn był głęboko dotknięty tym odejściem od konwencjonalnych doktryn.

Dla młodego człowieka, wstrząśniętego niespodziewanymi stratami, pojęcie wszechświata bez Boga jako moralnego arbitra lub życia bez wyraźnego ostatecznego celu było niepokojące. Gdyby jego planowany zawód budził ambicję, być może z radością powitałby jego wyzwania jako sposób na ucieczkę od rozczarowania, ale prawo nie oferowało mu nic więcej niż perspektywę życia, obciążoną nużącą trywialnością. Zamiast tego ponownie zwrócił się ku pisaniu poezji, zarówno po to, by przepracować swoje rozczarowanie, jak i by je zrekompensować. Ten odradzający się poeta miał jednak niewiele wspólnego z dawnym cudotwórcą uczonym na starożytnych i krystalicznym wierszu Pope’a. Nowy Bryant, bardzo na czasie, odzwierciedlał estetykę i fascynację naturą romantyków, połączoną z filozoficzną orientacją poetów cmentarnych. Kiedyś liczył na to, że jego warsztat będzie kluczem do zdobycia sławy; teraz pisał w poszukiwaniu jasności dla samego siebie. Kluczowym wierszem, który przez większą część dekady poddawał znacznym zmianom, było „Thanatopsis.”

Podpierając się swobodnymi wspomnieniami Bryanta, znacznie później w jego życiu, redaktorzy często przypisywali środkową część – tj. pierwszy z kilku szkiców – do roku 1811, spekulując, że została ona rozpoczęta wczesną jesienią, tuż po jego odejściu z Williamsa. Rzeczywiście, zalesiony obszar na skraju Williamstown był długo znany jako Thanatopsis Wood, ponieważ wiersz miał być rzekomo rozpoczęty w tym miejscu. Ale ani to wspomnienie, ani legenda nie są poparte dowodami. Lepszym argumentem może być rok 1813, kiedy bodziec poetów cmentarnych był najsilniejszy; zapis tego roku dokonany przez żonę Bryanta na rękopisie jest bardziej przekonujący niż wiekowa pamięć poety. Trzecia hipoteza mówi o jakimś nieznanym miesiącu, dopiero w 1815 roku, kiedy to, jak się wydaje, był w twórczym szale. Niezależnie jednak od tego, którą datę byśmy preferowali, wiersz świadczy o tym, że jego autor był zaangażowany w śmiały wysiłek spojrzenia w otchłań i odważnego wypowiedzenia swojego credo. Fakt, że wiersz leżał niedokończony przez kilka lat przed publikacją, interpretowano niekiedy jako znak, że Bryant wchodził w długi okres nierozwiązanego kryzysu religijnego, ale pomysł, że poeta miałby przepisywać filozoficzny problem w starannie wykutym metrum tylko po to, by zawiesić kompozycję do czasu rozwiązania problemu, jest nieprawdopodobny sam w sobie. Oczywiście, Bryant ponownie analizował swoje przekonania religijne, ale nie ma nic niepewnego w postrzeganiu, które opisuje jego wiersz.

Podczas ośmiu miesięcy spędzonych w Plainfield, Bryant ewidentnie skorzystał z okazji, by wznowić pisanie, zmieniając swoje pomysły i udoskonalając nowe strategie estetyczne. Z tego czasu pochodzą niektóre z jego najlepszych wierszy. Mimo to były to prywatne rozkosze, a nie kroki w karierze literackiej zmierzającej ku publicznemu uznaniu. W rzeczy samej, starannie ukrywał swoją działalność poetycką, aby okoliczni mieszkańcy nie pomyśleli, że ma o sobie wzniosłe mniemanie lub brak mu odpowiedniej powagi. Świadomy konieczności dostosowania się do wymogów roli, którą chciał odegrać z powodzeniem, walczył o przezwyciężenie zahamowań w wystąpieniach publicznych i zdobycie zaufania potencjalnych klientów. Ten wysiłek, by stworzyć fasadę, która nie odpowiadała jego osobistej rzeczywistości, tylko wzmógł jego poczucie wyobcowania. „W Plainfield” – pisał do przyjaciela – „zastałem ludzi raczej bigoteryjnych w swoich poglądach i prawie całkowicie rządzonych przez wpływ kilku osób, które z wielką zazdrością patrzyły na moje pojawienie się wśród nich”. W czerwcu 1816 roku, desperacko pragnąc „kiedykolwiek znacznie poszerzyć zakres mojej działalności”, zaczął badać perspektywę dołączenia do praktyki w Great Barrington, a w październiku przeniósł się do miasta w dolinie Housatonic. Ale choć społeczność się zmieniła, jego wewnętrzna walka nie osłabła. To, co nie przychodziło mu naturalnie, próbował zdobyć siłą woli. W listach wielokrotnie postanawiał pokonać skłonność do indolencji i skupić się na pracy prawniczej. W maju następnego roku starszy wspólnik kancelarii, dostrzegając zapał młodego człowieka i, być może, jego większe zdolności, sprzedał mu swój udział w praktyce po okazyjnej cenie. Bryant godził się na swój oczywisty los, ale z wyraźnym niesmakiem. Odpowiadając na zapytanie swojego byłego pracodawcy z Bridgewater, wyznał,

Ale, proszę pana, Muza była moją pierwszą miłością i resztki tej pasji, która nie wykorzeniona, ale schłodzona na wymarciu, zawsze, jak się obawiam, będzie powodować, że będę chłodno spoglądał na surowe piękno Themis. Starałem się wypełniać punktualnie i z uwagą takie obowiązki mojego zawodu, jakie byłem w stanie wykonać. … Ogólnie rzecz biorąc, mam wszelkie powody do zadowolenia z mojej sytuacji.

Przyzwyczajenie się do pracy prawniczej stało się tym bardziej konieczne, gdy zdecydował, że nadszedł czas, aby wybrać żonę. Po wyczerpaniu się możliwości w Plainfield, życie towarzyskie Bryanta odżyło w Great Barrington. Podczas gdy w listach do byłych kolegów ze studiów prawniczych szukał wiadomości o uroczych panienkach, które zostawił w Bridgewater, on sam szukał miejscowych rozrywek; w czasie Bożego Narodzenia poznał Frances Fairchild, 19-letnią sierotę o „niezwykle szczerym wyrazie twarzy, przyjemnej figurze, drobnej stopie i ładnych dłoniach oraz najsłodszym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałem”. W marcu, pisząc wiadomość z gratulacjami dla niedawnego pana młodego, Bryant martwił się głośno o swoich „wielu pechowych refleksjach” i uczuciach „skrytego przerażenia na myśl o połączeniu moich przyszłych losów z losami jakiejkolwiek kobiety na ziemi,” ale te właśnie drżenia świadczyły o intensywności jego pragnienia poślubienia Fanny. A żeby zakwalifikować się na męża, wiedział, że wymaga to poświęcenia mniejszej uwagi Muzie.

Ciekawy przypadek w Bostonie osłabił jednak wpływ Themis. Związki Petera Bryanta z miejskimi intelektualistami wzbudziły w nim entuzjazm dla ambitnej, dwuletniej publikacji, „North American Review”, która, jak napisał do syna w czerwcu 1817 roku, powinna ładnie służyć jako „środek do wprowadzenia cię do wiadomości w stolicy”. Kiedy syn zignorował tę zachętę, dr Bryant przejął inicjatywę. Biorąc kilka szkiców, które Cullen zostawił w swoim biurku i przepisując dwa inne własnoręcznie, przedłożył je Willardowi Phillipsowi, wieloletniemu przyjacielowi z Cummington i redaktorowi „North American”. Phillips z kolei przekazał je pracownikom czasopisma, którzy natychmiast dostrzegli w nich niezwykle utalentowany nowy amerykański głos – Richard Henry Dana podobno oświadczył ze zdumieniem: „Ach, Phillips, narzucono ci się; nikt po tej stronie Atlantyku nie jest w stanie pisać takich wierszy.”

Debiut tego nowego głosu został jednak zakłócony przez zamieszanie. Ponieważ nadesłane wiersze pisane były dwoma różnymi pismami, redakcja przez wiele miesięcy po ich wrześniowej publikacji zakładała, że są one dziełem dwóch różnych poetów: ojca i syna. A ponieważ „North American”, jak wiele ówczesnych czasopism, drukował swoje treści bez podawania nazwisk autorów, czytelnicy nie byli świadomi pomyłki, ale drugi błąd, będący konsekwencją pierwszego, rozmył intencje poety. Widząc, że jedna grupa wierszy nosiła tytuły, podczas gdy pozostałe, w ręku dr Bryanta, nie nosiły żadnego, redaktorzy wywnioskowali, że te ostatnie stanowiły jeden wiersz o śmierci – do którego jeden z nich, czerpiąc ze swojej greki, dołączył opisowy tytuł „Thanatopsis”. Ta zaszyta i błędnie przypisana wersja zrobiła na redaktorach wrażenie najlepszej z nadesłanych, ale te, które od początku zidentyfikowano jako należące do syna, również zostały bardzo dobrze ocenione. W grudniu redaktorzy poprosili o więcej zgłoszeń, a miesiąc później Bryant przesłał, za pośrednictwem ojca, poprawioną wersję fragmentu z Simonidesa, który przetłumaczył podczas studiów w Williams, oraz „mały wiersz, który napisałem podczas studiów w Bridgewater”, przypuszczalnie „Do ptactwa wodnego”. Wraz z wierszem napisanym na ślub przyjaciela w 1813 roku, pojawiły się one w numerze marcowym.

To, że Bryant nie zaproponował żadnej nowej kompozycji, pomimo wyjątkowej zachęty ze strony North American, silnie sugeruje, że czytelnicy magazynu ledwie zauważyli wiersze. Z pewnością nie było takich hurraoptymistycznych okrzyków, jakimi powitano The Embargo; rzeczywiście, jego debiut w Hampshire Gazette w wieku 13 lat wywołał większe poruszenie. Ale aprobata bostońskich literatów będzie miała na dłuższą metę o wiele większe znaczenie niż szybki wzrost popularności. W lutym Phillips, obecnie zaangażowany jako agent Bryanta, zasugerował, by ten zrecenzował książkę Solymana Browna jako pretekst do stworzenia krytycznej historii amerykańskich poetów i poezji, ustanawiając się w ten sposób wybitnym autorytetem w tej dziedzinie. Dzięki radom ojca i jego kolekcji, 23-latek nie zawiódł się. Esej ten posłużył nie tylko jako kamień węgielny naszej historii literatury, ale także jako przemyślane, umiarkowane exordium do licznych argumentów na rzecz amerykańskiego literackiego nacjonalizmu, które miały wkrótce wybuchnąć. Drugi esej, „On the Use of Trisyllabic Feet in Iambic Verse”, opublikowany we wrześniu 1819 roku, przerabiał materiał, który prawdopodobnie powstał, gdy miał 16 lub 17 lat i próbował uwolnić się od neoklasycznej kadencji Pope’a. Mimo to, esej ten znacznie wzmocnił jego wiarygodność jako badacza metryki. W tym samym miesiącu Williams College przyznał mu honorowy tytuł magistra.

W międzyczasie Bryant prawie zawiesił pisanie własnej poezji. Edward Channing, redaktor naczelny, dostrzegając jego potencjalne znaczenie dla czasopisma, poprosił o zobowiązanie „do poświęcenia odrobiny czasu na swój zawód i oddania go nam”. Ale głównym zobowiązaniem Bryanta nadal pozostawała jego praktyka. Kiedy sięgnął do swojej teczki i złożył „The Yellow Violet”, Channing poczuł się zmuszony odrzucić go, ponieważ bez godnych utworów towarzyszących był zbyt krótki, by uzasadnić istnienie działu poezji. W następnym roku Bryant ukończył tylko „Green River”, zręcznie napisany hymn na cześć natury, przypominający wcześniejszy „Inscription for the Entrance to a Wood”. Kończy się on, nieśmiało, zazdroszcząc poecie strumienia, który może swobodnie szybować „w transie pieśni”, podczas gdy on, przywiązany do swojego biura, jest „zmuszony do znoszenia pracy dla męskich odpadków, / I bazgrać dziwne słowa barbarzyńskim piórem”. Drugi wiersz, „The Burial-Place”, kontrastował groby Anglii, ozdobione symbolicznymi roślinami pamięci, z grobami Nowej Anglii, zaniedbanymi przez Pielgrzymów i pozostawionymi roślinności Natury, ale ten obiecujący zamysł pozostał fragmentem, jego rozwój nie został rozstrzygnięty. Zaabsorbowanie prowadzeniem kancelarii prawnej nie było być może jedyną przeszkodą. Śmierć ponownie zaważyła na jego myślach – być może dlatego, że przeżywał kolejny okres słabego zdrowia, a jego ojciec szybko tracił grunt pod nogami z powodu konsumpcji. Jego najtrwalszym nowym projektem w ciągu roku był esej „O szczęśliwym temperamencie”, który wbrew temu, co mógłby sugerować jego tytuł, pogardzał nieustanną wesołością jako przejawem nieczułości. Motyw nie był jednak saturniczny: Bryant starał się przekonać samego siebie, by zaakceptował śmierć jako nieunikniony aspekt zmienności, która nadaje życiu „dziką i dziwną rozkosz.”

W marcu 1820 roku płuca Petera Bryanta wypełniły się krwią, a jego syn siedział obok niego, patrząc, jak umiera. Bardziej niż ojcem, był bliskim towarzyszem i jego najbardziej cenionym mentorem; chociaż jego śmierć była przewidziana od ponad roku, Bryant głęboko odczuł stratę. „O szczęśliwym temperamencie” było próbą przygotowania się na to wydarzenie, ale „Hymn do śmierci”, ukończony, gdy był w żałobie, przekształcił probabilistyczną spekulację eseju w dziwny pean, zainicjowany jako intelektualna celebracja sprawiedliwości i równości śmierci. Jednak po śmierci ojca żałoba sprawia, że wywód się załamuje. Myśli o złoczyńcach „pozostawionych na ziemi” uderzają w czułe wspomnienia o ojcu, a niesprawiedliwość sprawia, że drży na myśl o napisanym przez siebie hymnie, nie chce jednak wymazać jego strof: „niech stoją, / Zapis próżnej zadumy”. Mimo osłabiającej, wykalkulowanej dwuznaczności finału, „Hymn do śmierci” jest bardziej naładowany namiętnością niż jakikolwiek wiersz, który Bryant jeszcze kiedykolwiek napisze. Paradoksalnie jednak, za jego gniewem kryje się subtelne odejście od herezji „Thanatopsis”, zwłaszcza w postulowaniu „szczęśliwszego życia” dla ojca po zmartwychwstaniu. (W tych samych miesiącach, w których powstawał wiersz, Bryant przekazał pięć pieśni do nowego śpiewnika Unitarian Society of Massachusetts. Choć nadal był nominalnym kongregacjonalistą – co więcej, nadal płacił dziesięcinę – odrzucił sedno chrześcijańskich dogmatów, ale te wersy, choć nie bardziej tradycyjne niż w kościele unitariańskim, pokazują, że skłaniał się ku pogodzeniu z konwencjonalnymi wierzeniami.)

Ślub w styczniu 1821 roku z Francis Fairchild, dziewczyną, dla której napisał „Oh Fairest of the Rural Maids”, ulżył jego smutkowi, a rok później, prawie co do dnia, Fanny urodziła mu córkę, która otrzymała imię matki. Perspektywy literackie Bryanta również się rozjaśniły. Kiedy rozdźwięk w sprawie sukcesji redakcji „North American Review” doprowadził do rezygnacji Dany, ten oddany orędownik „nowej” poezji romantycznej założył własne wydawnictwo, „The Idle Man”; choć obaj jeszcze się nie spotkali, Dana nadał udziałowi Bryanta w tym przedsięwzięciu wysoki priorytet. (Ich korespondencja w tej sprawie zapoczątkowała bliską przyjaźń, która miała trwać do końca ich życia). Bryant przesłał do tego krótko istniejącego czasopisma cztery wiersze. „Green River”, jeszcze niepublikowany, choć napisany w poprzednim roku, znacznie wyróżnia się spośród pozostałych. Na wskroś Wordsworthowskie „Winter Scenes” (później przemianowane na „A Winter Piece”) w porównaniu ze swoim pierwowzorem cierpi na to, że bardziej skłania się ku wspomnieniom niż emocjom; mimo to jest na tyle dobry, że można go pomylić z fragmentami Preludium, które nie ukaże się drukiem przez kolejne trzy dekady. „Wiatr zachodni”, najmniejszy z tej grupy zarówno pod względem zasięgu, jak i osiągnięć, porusza prostą myśl w siedmiu niewyróżniających się strofach. „A Walk at Sunset”, choć nie realizuje na końcu obiecanego rozszerzonego znaczenia, ujawnia rozwijające się zainteresowanie Bryanta cyklami cywilizacyjnymi, a w szczególności wpływem indiańskiej przeszłości na tożsamość białych Amerykanów. Zainteresowanie to wkrótce stanie się nieodparte.

Wiosną zwolennicy Bryanta z Ameryki Północnej przekonali Harvardzkie Towarzystwo Phi Beta Kappa, by zaprosiło go do wygłoszenia odczytu podczas sierpniowej inauguracji (przy okazji informując go, ku jego zaskoczeniu, o wyborze na członka cztery lata wcześniej). Bryant przyjął zaproszenie, przezwyciężając swoje zwykłe obawy przed publicznymi wystąpieniami, ale zamiast przygotować przemówienie, zdecydował się skomponować do recytacji „Wieki”, poemat o epickim rozmachu. W swoistej preambule pojawiają się znane Bryantowi pytania o sens śmiertelności i niedwuznaczne aluzje do śmierci ojca – echa „Hymnu do śmierci” są tu dość wyraźne – ale potem, po przejściu uznającym zmianę za drogę całej natury, poemat kronikarsko przedstawia marsz cywilizacji, wiek po wieku, aż do odkrycia Nowego Świata i realizacji przez Amerykę celu historii.

Wiek XX surowo ocenił „Wieki”; nawet najwięksi zwolennicy poety pominęli go w swoich zbiorach dzieł Bryanta. Natomiast w XIX wieku, kiedy idea globalnego amerykańskiego „Manifest Destiny” cieszyła się dużym poparciem społecznym, radziła sobie znacznie lepiej. Sam Bryant, mimo że w późniejszych latach coraz mniej ją szanował, nadal uznawał jej pozycję w sympatii publiczności, umieszczając ją zawsze na pierwszym miejscu w sześciu zbiorach swoich wierszy wydanych za życia. Rok 1821 był jednak idealnym momentem na jej wydanie. Literatura amerykańska wykazywała pierwsze oznaki dojrzałości, ale wciąż brakowało jej poety, którego twórczość mogłaby wytrzymać porównanie z brytyjskimi rywalami; „The Ages” nominował Bryanta na takiego poetę. Głosząc mesjańską Amerykę, Bryant implicite budował argumenty za literackim nacjonalizmem jako środkiem do wyrażenia celu Ameryki: jeśli „The Ages” był koniecznym poematem, Bryant był koniecznym poetą. Bostońska koteria, która zaplanowała pojawienie się Bryanta, wykorzystała ten moment. Zanim opuścił Cambridge, Phillips, Dana i Channing zaaranżowali wydanie Poems by William Cullen Bryant, z „The Ages” na czele, a następnie „To a Waterfowl”, „Translation of a Fragment by Simonides”, „Inscription for the Entrance to a Wood”, „The Yellow Violet”, „Song” (później zmieniony tytuł „The Hunter of the West”), „Green River” oraz poprawioną podczas jego wizyty wersję „Thanatopsis” z nowym początkiem i zakończeniem. Sprzedaż była rozczarowująca – rok później nie udało się jeszcze pokryć kosztów druku – ale recenzje były dobre, nie tylko w Bostonie i Nowym Jorku, ale także w Anglii, gdzie Bryant w krótkim czasie stał się jedynym znanym poetą amerykańskim. W maju 1823 roku, współczując z powodu zawiedzionych nadziei finansowych, jego przyjaciel Phillips mógł jednak cieszyć się, że „książka dała ci wreszcie ustaloną reputację.”

Niestety, reputacja nie mogła zapewnić utrzymania żonie i córce ani zmniejszyć jego zobowiązań wobec matki i młodszego rodzeństwa od śmierci ojca. Bryant cieszył się z wyboru i nominacji na kilka pomniejszych urzędów politycznych, w tym siedmioletniej kadencji jako sędzia pokoju w hrabstwie Berkshire, aby uzupełnić swoje dochody jako adwokat, ale jego niechętne ustępstwa wobec zawodu nie ustępowały. Kiedy w liście od Channinga z czerwca 1821 r. Bryant przeprosił za „zabieganie o względy literackie”, które przeszkadzałyby mu w wykonywaniu obowiązków, odpowiedział, że nie należy się to „temu, kto nie podąża zbyt gorliwie za studiami prawniczymi, ponieważ inne studia podobają mu się bardziej; a mimo to poświęca im niewiele czasu w obawie, że mogłyby one wzbudzić w nim niechęć do prawa”. Przez dwa lata po tym, jak ukończył „Wieki” i doczekał się pochwały wierszy, żadna alternatywa dla niechętnej wierności swojej praktyce nie wydawała się możliwa. Wtedy, w grudniu 1823 roku, nadszedł grom z jasnego nieba: Theophilus Parsons, założyciel The United States Literary Gazette, poprosił go o „dziesięć lub dwadzieścia utworów poetyckich”, dołączając w ten sposób do „większości najlepszych pisarzy w Bostonie” w nowym przedsięwzięciu. Kiedy Parsons, uprzejmie przepraszając, zaoferował 200 dolarów rocznie za miesięczne dostarczanie średnio 100 wierszy, Bryant z radością się zgodził. Suma ta, znacznie przewyższająca zwykłą stawkę, równała się około czterdziestu procentom jego rocznych zarobków prawniczych.

W ciągu 12 miesięcy Bryant dostarczył 23 wiersze do Literary Gazette, 17 zgodnie z warunkami umowy z Parsonsem i sześć kolejnych w 1825 roku, kiedy to Bryant zrzucił swoje zobowiązanie po tym, jak nowy redaktor, próbując oszczędzać, zaoferował połowę stypendium za połowę liczby wierszy. Jak wskazywałaby na to konieczność trzymania się harmonogramu, jakość nadsyłanych przez niego tekstów była bardzo nierówna. „The Rivulet” należy do najlepszych jego wierszy, ale napisał go jeszcze przed podpisaniem umowy z Parsonsem. Zbyt wiele z tego, co pisał do limitu, odzwierciedla impuls do dostarczenia odpowiedniego upiększenia dla nadchodzącego numeru czasopisma: np. „March”, „November”, „Autumn Woods”, „Summer Wind”. „Marzec”, „Listopad”, „Jesienny las”, „Letni wiatr”. Czasami rezultat jest natchniony, ale na ogół jakość jest mieszana, a często ujmujący obraz lub trafna linijka prowadzą do banału lub jedynie wygodnego rymu. Nawet „Do — ” (później zmieniony tytuł „Konsumpcja”) – sonet skomponowany w 1824 roku, gdy jego najukochańsze rodzeństwo, Sarah, leżało umierające – odziera czuły, osobisty wyraz rozpaczy z banalnego rymu w banalnej ostatniej linijce. Ponadto, mając świadomość pisania dla czasopisma, Bryant mógł zacząć zaspokajać popularne gusta. Mimo że ubolewał nad niedawnym mnożeniem się narracji o Indianach, nakarmił apetyt publiczności „Opowieścią o Indianach” i „Monument Mountain”, a także inną medytacją na temat wypierania jednej rasy przez drugą w „Indianinie w miejscu pochówku jego ojców”. Śmiałość wykazał nielicznymi eksperymentami z nieregularnością metryczną, która była jedną z jego głównych trosk. Dwa wiersze z „Literary Gazette” są rymowane: „Rizpah”, historia biblijna w duchu greckiej tragedii, którą Poe zdyskredytował za „rozbrykany” pobłażliwość poety w rytmie „osobliwie nieprzystosowanym do lamentów pogrążonej w żałobie matki”; oraz „Mutacja”, sonet o potrzebie dopuszczenia do agonii i zaakceptowania śmierci jako funkcji ciągłej zmiany. Trzeci z nich, wiersz pusty, był bezsprzecznie jego najlepszym osiągnięciem poetyckim w tym roku, ale „Leśny hymn” reprezentuje coś więcej niż pewną umiejętność; pokazuje również, że poeta przesuwa się w kierunku religijnej ortodoksji. Zaczynając się od słów „The groves were God’s first temples”, poeta przekonuje, że las jest odpowiednim miejscem do obcowania z Bogiem – a nie, jak wcześniej Bryant utrzymywał w „Thanatopsis”, że Bóg jest immanentny w Naturze, lub że wszechświat jest materialną manifestacją ducha.

Ale Bryant nie był konsekwentnie w najlepszej formie, stworzył więcej poezji wysokiej jakości niż którykolwiek z jego rodaków, a mimo to nadal był zaangażowany w karierę prawniczą. Wtedy, we wrześniu 1824 roku, sąd apelacyjny uchylił wyrok, który wygrał dla swojego klienta; oburzony, że „kawałek czystej szykany” miał zatriumfować nad meritum sprawy, postanowił porzucić prawo. Ale ten absurd tylko przyspieszył decyzję, do której nieubłaganie zmierzał. Pisanie wierszy w stałym tempie dla „Gazety Literackiej” udowodniło mu, że nie został pozbawiony „drogiej czarownicy pieśni”. Jeśli samo stypendium, które otrzymywał, nie było wystarczające, to pokazywało, że w świecie publikacji można wreszcie zarobić na życie. Być może jednak najbardziej przekonujące motywy wiązały się z jego reakcją na Great Barrington. Miasto, które wydawało się tak przyjemne po nieszczęściach Plainfield, teraz drażniło go swoją prowincjonalną izolacją i skąpym życiem jego mieszkańców. Przyjaźń z rodziną Sedgwicków z pobliskiego Stockbridge pogłębiła to niezadowolenie. Przez Charlesa Sedgwicka, adwokata, którego znał z Williamsa, Bryant poznał pozostałych trzech braci i ich siostrę Catharine – wszyscy byli intelektualistami oddanymi literaturze. Charles pisał do przyjaciela: „Prawo to jędza”; „poza tym w praktyce stosuje się sztuczki, które nieustannie wywołują obrzydzenie”. Dwaj bracia Sedgwick mieszkali w Nowym Jorku i starali się przekonać Bryanta do przeniesienia się tam, gdzie „każdy rodzaj talentu może znaleźć nie tylko zajęcie, ale i różnorodne zastosowanie.” Tymczasem Dana coraz bardziej obawiał się, że Bryant, uwikłany w swoją praktykę i lokalne życie polityczne, „pozwoli swojemu talentowi zasnąć.”

Wizyta u Roberta Sedgwicka w Nowym Jorku na prawie pół roku przed obrzydliwym wyrokiem sądu w rzeczywistości już obudziła myśli o wyjeździe z Berkshires. Obcowanie z najjaśniejszymi światłami literackimi miasta, w tym z Jamesem Fenimore Cooperem, zaintrygowało Bryanta i w lutym ponownie odwiedził braci Sedgwicków. Do wiosny udzielili mu pomocy w skomplikowanych negocjacjach, w wyniku których miał zostać redaktorem połączonego czasopisma, New-York Review i Atheneum Magazine. Bryant czuł się wyzwolony. Po powrocie do domu, by zamknąć swoje biuro w Great Barrington, zobaczył Charlesa, który doniósł swojemu bratu Henry’emu w Nowym Jorku, że „każdy mięsień jego twarzy drżał ze szczęścia. Całował dzieci, dużo mówił i uśmiechał się do każdej rzeczy. Powiedział więcej o twojej dobroci dla niego, niż kiedykolwiek słyszałem, że wyraził wcześniej, w odniesieniu do jakiegokolwiek ciała.” Opuszczając swoją rodzinę w Berkshires w majowy dzień, nowo mianowany redaktor pospieszył do Nowego Jorku, aby pchnąć pierwszy numer swojej publikacji do druku.

Chociaż nieprzekonany, że nadaje się do „siedzenia w sądzie nad książkami”, Bryant przyłożył się do zadania jak najbardziej godnie; jednakże druga część – tzn. „magazyn”, z jego magazynem oryginalnych dzieł – stanowiła większy problem. W pierwszym numerze znalazł się wiersz Fitz-Greene’a Hallecka, nowojorczyka o rosnącej reputacji, którego utwór „Marco Bozaris”, opowiadający o greckim bohaterze rewolucyjnym, wspierał popularną, emocjonalną sprawę, do której Bryant zobowiązał się podczas pobytu w Great Barrington. Jednak niewiele porównywalnych odwołań zostało zgłoszonych do kolejnych numerów i Bryant uznał, że aby zapełnić magazyn, musi sięgnąć po swój skromny plik wierszy, a następnie spróbować swoich sił w pisaniu opowiadania, „A Pennsylvania Legend”. Prenumerata tymczasem nie spełniła nadziei wydawcy i dokładnie rok po jej rozpoczęciu publikacja została zawieszona. Bryant nie chciał jednak pogodzić się z porażką. Od kilku niespokojnych miesięcy planował z bostońskim redaktorem stworzenie przedłużenia „Literary Gazette” pod nazwą „United States Review” i połączenie go z nieistniejącym już „New-York Review”. Ambitnie pomyślane jako wydawnictwo ogólnokrajowe, które miało być wydawane jednocześnie w Bostonie i Nowym Jorku, niemal od razu straciło pierwszego współredaktora, a jego następca, klasyk pracujący jako bibliotekarz na Harvardzie, szybko udowodnił, że stosunki z nowojorskim partnerem nie układają się gładko. Pierwszy numer ukazał się w październiku 1826 roku; rok później, mimo napływu wierszy Bryanta i kolejnej opowieści, czasopismo to również upadło.

Kiedy Bryant porzucił prawo dla nowojorskiej redakcji, powiedział, że nie był pewien, czy wymienia jeden „tandetny interes” na inny, a po porażce dwóch czasopism, z których drugie kosztowało go inwestycję w wysokości prawie półrocznej pensji, można było się spodziewać żalu z powodu tego wyboru. Zamiast tego, pomimo uciążliwej pracy, okazało się, że jest to wspaniała przygoda. Po przyjeździe zamieszkał u francuskiej rodziny, aby móc szlifować język, którego uczył się wcześniej z ojcem. Pan Evrard nalegał, by uczęszczał na mszę za zbawienie duszy i próbował nawrócić go na katolicyzm, ale Bryant, szanując żywiołową naturę i dobre serce tego człowieka, wziął to wszystko na siebie i kiedy Fanny i ich córka przeprowadzili się do miasta, dołączyli do zatłoczonego domu Evrardów na około miesiąc. Odnowienie znajomości francuskiego miało niemal natychmiastowe zastosowanie: dla lipcowego wydania „The New-York Review” Bryant nie tylko napisał długi esej recenzujący nowe wydanie dzieła Jehana de Nostre Dame z 1575 roku o poetach trubadurów, ale także przetłumaczył poezję prowansalską, by dołączyć ją do krytycznej oceny. Nie poprzestał na tym. Znajomość ze słynnym kubańskim poetą José Marią Hérédią skłoniła go do nauki języka hiszpańskiego i studiowania literatury hiszpańskiej, a także do tłumaczenia wierszy Hérédii na język angielski. Bliskie związki z Lorenzo Da Ponte, wielkim librecistą Mozarta, który przeniósł się do Nowego Jorku z Londynu i uczynił promocję włoskiej opery swoją misją, wprowadziły Bryanta w tę sztukę podczas jego pierwszego roku w mieście, podczas gdy zajęty redaktor uczył się włoskiego. Da Ponte opublikował kilka prac w dzienniku Bryanta, w tym obserwacje na temat Dantego, a następnie przetłumaczył niektóre z wierszy Bryanta na jego ojczysty język. Śmietanka nowojorskich twórców chętnie witała przybysza w swoim gronie. James Fenimore Cooper zaprosił go do swojego Bread and Cheese Lunch Club, rozpoczynając intymną relację, która trwała aż do śmierci Coopera w połowie wieku. (W tym samym czasie członkami klubu zostali inny poeta, James Hillhouse, oraz Samuel Morse, malarz, który później zyskał większą sławę jako wynalazca). „The Lunch”, jak go nazywano, stał się centrum życia towarzyskiego Bryanta. Już we wczesnej młodości odkrył w sobie silny pociąg do szkicowania; teraz, w obecności artystów zdeterminowanych, by stworzyć nową erę amerykańskiego malarstwa, zainteresowanie to odżyło. W Thomasie Cole’u, z którym zetknął się po raz pierwszy za pośrednictwem Sedgwicków, odnalazł bratnią duszę, a także połączył siły z innymi artystami zgromadzonymi na The Lunch: Asherem Durandem, Henrym Inmanem, Johnem Wesleyem Jarvisem i Johnem Vanderlynem. W 1827 roku nowo utworzona przez tę grupę Narodowa Akademia Sztuki Projektowania wybrała Bryanta na swojego „profesora mitologii i starożytności”. Jego literaccy przyjaciele z The Lunch i „the Den”, sali spotkań w księgarni Charlesa Wileya, gdzie Cooper wygłaszał swoje wykłady, byli równie wybitni. Oprócz Hillhouse’a i Coopera należeli do nich błyskotliwy rozmówca Robert Sands, którego długi poemat Yamoyden (1820) zapoczątkował modę na tematy indiańskie; ulubiony poeta chwili, Fitz-Greene Halleck; szacowny Knickerbocker i kongresman Gulian Verplanck; oraz James Kirke Paulding, który niedawno opublikował powieść satyryczną Koningsmarke (1823) i był głównym zwolennikiem literatury narodowej. Ponadto Bryant poznał Williama Dunlapa, zarówno malarza, jak i wybitną postać nowojorskiego teatru. Podczas pobytu w Great Barrington, za radą Sedgwicków, Bryant porzucił farsę polityczną, swoją jedyną próbę pisania na scenę, jednak jego zainteresowanie nie wygasło. Za pośrednictwem Dunlapa zasiadał w dwóch jury teatralnych: jedno, w 1829 roku, przyznało nagrodę Metamorze, wystawionej z wyróżnieniem przez Edwina Forresta; drugie, w 1830 roku, wybrało The Lion of the West Pauldinga, która szybko stała się najbardziej udaną amerykańską komedią do tego czasu.

Jako zarówno amerykański poeta szanowany przez Europę, jak i redaktor w centrum nowojorskiego renesansu kulturalnego, Bryant znalazł się w roli proroka. Bezpośrednio przed jego przeprowadzką do miasta, w „North American Review” ukazał się jego artykuł o „Redwood” Catharine Sedgwick. Esej, początkowo mający promować powieść przyjaciółki, stał się okrzykiem nawołującym do stworzenia rdzennej literatury amerykańskiej – sprawy doskonale pasującej do ekspansywnego nastroju Nowego Jorku. Następnej wiosny człowiek, który niegdyś obawiał się publicznych wystąpień, wygłosił cztery wykłady o poezji w nowojorskim AthenΦum. Starannie uzasadnione i wyważone, te wypowiedzi zasługują na porównanie z „The American Scholar” Emersona z dekady później jako karta narodowych osiągnięć literackich.

Mając zaledwie 31 lat, gdy prezentował swoje wykłady, Bryant wydawał się najlepszym kandydatem do realizacji przyszłości, którą opisywał, ale praca, którą uważał za tymczasową i uzupełniającą, gdy zaczynał ją w lipcu, wyznaczyła mu inny kierunek. Alexander Hamilton założył „New-York Evening Post” w 1801 roku jako organ swojej partii federalistycznej, ale w miarę jak partia słabła, William Coleman, pierwotny redaktor, odchodził od zasad federalistów. Kontuzja, jakiej Coleman doznał w połowie czerwca 1826 roku, po wcześniejszym udarze, który pozbawił go władzy w nogach, zmusiła go do polegania na zastępcy, który pomógłby mu w prowadzeniu gazety. Bryant był oczywistym wyborem. Zaniepokojony możliwością ruiny finansowej, właśnie uzyskał licencję na praktykowanie prawa w Nowym Jorku jako zabezpieczenie przed nieszczęściem, ale dziennikarstwo stanowiło szczęśliwszą alternatywę. Co więcej, jego poglądy polityczne były zbieżne z poglądami Colemana, który praktycznie stał się demokratą. Młody Bryant żarliwie opowiedział się za protekcjonizmem w „The Embargo”, ale pełniąc obowiązki pomocnika Kongresu w Bridgewater, a potem, bardziej systematycznie, w Great Barrington, studiował ekonomię polityczną i zdecydowanie opowiedział się po stronie wolnego handlu. Chociaż żaden dokument nie odnotowuje momentu, w którym Bryant przejął kontrolę nad stroną redakcyjną gazety, jest niemal pewne, że oznaczał on nagłą zmianę w kierunku starannie uzasadnionych argumentów przeciwko wysokim taryfom celnym. Bryant skłaniał się również ku stanowiskom demokratycznym w innych dziedzinach, podziwiał Andrew Jacksona i czuł osobisty pociąg do dobrego przyjaciela Pauldinga, Martina Van Burena – wszystko to sprawiało, że stosunki między notorycznie ognistym Colemanem a jego asystentem redaktora były komfortowe.

W październiku, pomimo zobowiązania Bryanta do prowadzenia The United States Review, przyjął on stałą posadę w Evening Post, a podczas pogarszającej się kondycji Colemana w ciągu następnych trzech lat, przyjął tytuł odpowiedni do obowiązków, jakie na nim spoczywały: redaktora naczelnego. Kiedy Dana, jego artystyczne sumienie, ostrzegł, że dziennikarskie wtrącanie się do polityki zdławi jego poezję, Bryant słynnie odpowiedział, że gazeta „będzie dostawać tylko moje poranki, a wiesz, że polityka i pełny brzuch są lepsze niż poezja i głód”. Ale odpowiedź Bryanta mogła być nieco nieszczera. Perspektywa finansowa z Evening Post była kusząca: Bryant kupił udziały w gazecie, a później powiększył swoją część własności, przekonany, że dzięki temu zbuduje swoją fortunę – i tak się w końcu stało. Co ważniejsze, pomimo wszystkich jego protestów dotyczących konieczności „harowania dla Evening Post”, polityka go fascynowała. Oprócz liberalnej polityki gospodarczej, która obejmowała wolny handel, wsparcie dla organizowania się pracowników, sprzeciw wobec monopoli, politykę proimigracyjną i niskie stopy procentowe, konsekwentnie opowiadał się za oporem wobec rozprzestrzeniania się niewolnictwa. W 1820 roku, w okresie, gdy wystąpienia publiczne wciąż go przerażały, wygłosił orędzie przeciwko Kompromisowi Missouri i potępił swojego senatora, Daniela Webstera, za pośredniczenie w uchwaleniu tak moralnie odrażającego prawa. Jako redaktor Evening Post pozostał wierny temu przekonaniu, prowadząc swoich czytelników w kierunku Free Soil Party, a kiedy ten ruch dołączył do amalgamatu, który stanowił nową Partię Republikańską, Bryant i Evening Post byli jednymi z najbardziej energicznych i głośnych głosów popierających jej pierwszego kandydata na prezydenta, Johna Frémonta. Cztery lata później był głównym zwolennikiem Abrahama Lincolna, a po rozpoczęciu wojny secesyjnej stał się zdecydowanym orędownikiem abolicji. Pod koniec życia Bryant jako redaktor i mędrzec polityczny przyćmił poetę w świadomości opinii publicznej.

Ale postrzeganie Bryanta w latach dwudziestych XIX wieku jako zmuszonego do wyboru między poezją z jednej strony, a dziennikarską polityką z drugiej, to sugerowanie zbyt ostrego podziału. Ówczesny Nowy Jork przypominał raczej miasta Europy pod względem ewolucji kulturalnej koterii, a Bryant szybko stał się jednym z jej najbardziej prestiżowych członków. Tak jak literaci związani z „North American Review” pomogli, choć na krótko, uczynić z Bostonu intelektualne centrum kraju, tak Bryant, podobnie jak każda inna pojedyncza postać, przeniósł tę uwagę na Nowy Jork. Poetyckie osiągnięcia stanowiły część jego wpływu, a jego autorytet jako redaktora z pewnością ważył równie wiele, ale równie ważna była towarzyskość, która przyciągała do niego pisarzy i artystów z miasta. Niegdyś nieśmiały z natury, rozwinął w sobie umiejętność działania jako katalizator. Typowymi przejawami tej cechy były trzy roczniki i zbiór opowiadań, wszystkie stworzone jako ćwiczenia w koleżeństwie.

Pod koniec 1827 roku, po upadku United States Review, Bryant, w towarzystwie Roberta Sandsa i Guliana Verplancka, promował ideę świątecznej książki upominkowej podobnej do angielskich roczników i The Atlantic Souvenir. W przeciwieństwie do swoich modeli, które były miscellaneami różnych autorów, The Talisman miał być w całości przypisany jednemu pisarzowi, Francisowi Herbertowi – w rzeczywistości był to pseudonim trzech przyjaciół, z których każdy wziął na siebie odpowiedzialność za około jedną trzecią stron rocznika, jednocześnie uczestnicząc w pracy pozostałych. Wydaje się, że dwie z trzech opowieści Bryanta do pierwszego Talizmanu zostały zasugerowane przez jego współpracowników. The Cascade of Melsingah”, opowiadająca rzekomą indiańską legendę dostarczoną przez Verplancka, przypomina niezliczone inne okazy tego gatunku i jest najsłabszą z tych trzech opowieści. „Legenda o Diabelskiej Ambonie”, prawdopodobnie zasugerowana przez Sandsa, ma raczej wadliwą fabułę, ale jest w niej pewna śmiałość w ośmieszaniu lokalnych postaci, która spodobała się czytelnikom. Najlepsza z nich, „Przygoda w Indiach Wschodnich”, całkowicie zmyślony opis polowania na tygrysy, wyszła wyłącznie z wyobraźni Bryanta; choć to słaba historia, jest niemal odkupiona przez twórczą inwencję szczegółów i sugestywną prozę.

Mimo pośpiechu w komponowaniu, Talizman na rok 1828 został dobrze przyjęty, a współpracownicy, którzy tworzyli teraz zalążek Sketch Club (znanego również jako Twenty-One, ze względu na liczbę członków), opracowali jego następcę na rok 1829 – tom, który miał pomieścić innych członków klubu i zawierać prace plastyczne. Bryant zamieścił w nim pięć wierszy, przekład hiszpańskiej ballady i relację z podróży po Hiszpanii (której, podobnie jak Indii Wschodnich, nie odwiedził), a także opowieść o straszliwym okrucieństwie i zemście, „Story of the Island of Cuba”. Ostatni tom rocznika ukazał się w 1830 roku, mimo że cła w innych miejscach obciążały wszystkich trzech współpracowników. Również w tym przypadku udział Bryanta w „Francisie Herbercie” był zróżnicowany i znaczący: oprócz pół tuzina wierszy napisał trzy opowiadania. W tym czasie „The Talisman” już się wyczerpał, ale inny wydawca, Harper and Brother, na tyle docenił współpracę Bryanta, że poprosił o kolejny, podobny zbiór w 1832 roku, składający się wyłącznie z opowiadań. Bryant był otwarty. Narodziny kolejnej córki w czerwcu poprzedniego roku i wydatki związane z przeprowadzką do nowego domu w Hoboken, New Jersey, były wystarczającym powodem, by przyjąć ofertę Harperów, ale oczywiście ucieszył się też z możliwości pisania większej ilości fikcji, zwłaszcza że oznaczało to pracę w miłym towarzystwie z przyjaciółmi. Do Verplancka (który wycofał się w ostatniej chwili) i Sandsa dołączył jego współpracownik z redakcji „Evening Post”, William Leggett, a także powieściopisarze Catharine Sedgwick i James Kirke Paulding. Podobno historie opowiedziane przez gości odwiedzających wody w Ballston w Nowym Jorku, Tales of the Glauber-Spa zawiera dwie autorstwa Bryanta: „The Skeleton’s Cave”, długi utwór, na który ewidentnie miał wpływ Cooper, oraz „Medfield”, opowieść z morałem, oparta na autobiografii, o dobrym człowieku winnym jednego haniebnego czynu, gdy stracił panowanie nad sobą.

To, że Bryant nigdy nie napisał kolejnej opowieści, przypisuje się umownie brakowi powagi do gatunku i niskiej jakości jego wysiłków. Ale te wyjaśnienia są mylące. Z pewnością był on przede wszystkim poetą, a pierwszy rocznik miał w sobie coś z charakteru skowronka. Mimo to, jego beletrystyka zasługuje na większy szacunek, niż otrzymała. Jego dwie pierwsze opowieści, zainspirowane Washingtonem Irvingiem, mogły zostać wymyślone przez redaktora, któremu zależało na materiale do zapełnienia magazynu, niemniej jednak wyrażają one prozą wizję literatury amerykańskiej, którą nakreślił w swoich wykładach poetyckich. „A Pennsylvania Legend”, o chciwym garbusie, który znajduje skrytkę ze złotem, importuje efekty europejskich opowieści romantycznych do amerykańskiej scenerii; „A Border Tradition”, racjonalnie wyjaśniona historia o duchach, stara się wykorzystać bogactwo amerykańskich enklaw etnicznych – w tym przypadku Holendrów w Nowym Jorku. Czy niewiele myślał o tych wysiłkach? Nie odnotowano takiego osądu, ale gdyby miał niskie mniemanie o swoim talencie do takiego pisania, wydaje się mało prawdopodobne, by zabrał się za „Talizman”, biorąc pod uwagę, że kładzie on duży nacisk na fikcję. Co więcej, współczesna reakcja na jego opowiadania była zachęcająca: wszystkie trzy tomy rocznika były chwalone przez krytyków, głównie ze względu na ich prozę, a cały nakład Tales of the Glauber-Spa sprzedał się tak szybko, że został wznowiony. Talent fikcyjny Bryanta nigdzie nie jest bardziej widoczny niż w „The Indian Spring”, opublikowanym w The Talisman na rok 1830. Rzeczywiście, z wyjątkiem jednego czy dwóch utworów Washingtona Irvinga, żadne wcześniejsze amerykańskie opowiadanie nie może się z nim równać.

Jednak najważniejszym wydarzeniem literackim dekady dla Bryanta była publikacja nowego wydania Poematów w styczniu 1832 roku. Na 240 stronach, dodając wszystkie wiersze opublikowane w poprzedniej dekadzie (plus pięć, które zachował w swojej teczce), i chociaż stosunkowo niewiele z nich było na poziomie najlepszych z Poematów z 1821 roku, większa liczba poszerzyła bazę jego osiągnięć. W odpowiedzi uznano Bryanta za „czołowego poetę swego kraju”, a wydanie brytyjskie, przygotowane do druku przez jego przyjaciela Irvinga (który użyczył swego nazwiska jako redaktora tomu, choć nie swoich usług), okrzyknięto dziełem wybitnego poety z „pierwotnej puszczy za morzem”, godnego zaliczenia do grona głównych romantyków angielskich. Jeszcze w tym samym roku Bryant opuścił swoje biurko w Evening Post i udał się w podróż, najpierw do Waszyngtonu, a następnie, po przejechaniu górnego Południa, do Illinois. Jego doświadczenie wielkich rzek narodu, a następnie niesamowitych połaci prerii poruszyło go dogłębnie. W następnym roku opublikował swój wielki poemat „The Prairies”, który w 1834 roku stał się najbardziej znaczącym dodatkiem do kolejnego wydania Poems. Podróż Bryanta można porównać do kluczowej podróży Walta Whitmana do Luizjany i Środkowego Zachodu w 1848 roku: dla obu mężczyzn doświadczenie Ameryki rozprzestrzeniającej się bez granic poza ich życie na Wschodzie wpłynęło na ich poczucie głosu jako amerykańskich poetów.

Kiedy Bryant oceniał swoje perspektywy po opuszczeniu Williams College w 1811 roku, jego pasja pisania wierszy wydawała się całkowicie pozbawiona obietnicy opłacalnej kariery. Z wyjątkiem Benjamina Franklina, żadnemu amerykańskiemu pisarzowi nie udało się utrzymać siebie i swojej rodziny z pióra, choćby w najmniejszym stopniu, a wiersz był ewidentnie zajęciem dla próżniaków. Ale w 1836 roku, kiedy bracia Harper przyjęli Bryanta do swojego wydawnictwa, stał się on najcenniejszym nabytkiem. Liczne przedruki jego książek jeszcze bardziej zwiększyły jego popularność, a hojne honoraria uczyniły go najbogatszym poetą w historii Ameryki.

Niestety, podczas gdy jego literacka fortuna wzrastała, smutki targały jego życiem osobistym. Nagła śmierć Roberta Sandsa w grudniu 1832 roku pozbawiła go drogiego przyjaciela, a skutki politycznych ataków na prowadzenie „Evening Post” w następnych miesiącach zebrały jeszcze większe żniwo psychiczne. Gdy rok 1833 dobiegał końca, Leggett cieszył się na myśl o odpoczynku w Europie z rodziną i zaczął organizować dla swego przyjaciela Leggetta zastępstwo w Evening Post. Od razu pojawiły się nowe kłopoty: Wdowa po Williamie Colemanie zażądała od niego natychmiastowej spłaty kredytu hipotecznego, który posiadała na gazetę, a administracja Jacksona nie wywiązała się z obiecanej nominacji dyplomatycznej. Kiedy pośród szalejących na nowojorskich ulicach zamieszek abolicyjnych statek w końcu odpłynął do Hawru w połowie 1834 roku, Bryant poczuł ogromną ulgę i pogrążył się w znużeniu, podróżując z Francji na ośmiomiesięczny pobyt we włoskich miastach, a w końcu do Monachium i Heidelbergu. Aby ratować swoją inwestycję w gazetę, Bryant popłynął do domu, sam, na początku 1836 roku.

Już kilka miesięcy wcześniej rozważał sprzedaż swoich udziałów w gazecie i cieszył się spokojem, ale Leggett tak źle zarządzał jej finansami i zepchnął tak wielu reklamodawców swoimi „radykalnymi” poglądami politycznymi, że powracający redaktor nie miał innego wyboru, jak tylko ponownie zaangażować się w jej codzienne funkcjonowanie. Niekorzystna sytuacja gospodarcza w kraju jeszcze bardziej zmniejszyła przychody, a „Evening Post” odzyskał stabilność finansową dopiero w 1839 roku. Jednak od tego momentu gazeta prosperowała, stale zwiększając wartość sześćdziesięciu procent udziałów Bryanta, a jej reputacja rosła, gdy Bryant w swoich kwaśnych artykułach redakcyjnych wytykał błędy swoich politycznych przeciwników. To, co rzekomo zaczęło się w 1827 roku jako sposób na utrzymanie pełnego brzucha, teraz zasilało skromną fortunę, która dzięki sprytnym inwestycjom miała w końcu osiągnąć wartość prawie miliona dolarów.

Stabilność finansowa umożliwiła bardziej aktywne realizowanie jego różnorodnych zainteresowań. Będąc przez całe życie homoopatą – ojciec nauczył go ziołolecznictwa – opublikował Popular Considerations on Homoeopathia i zgodził się stanąć na czele New York Homoeopathic Society pod koniec 1841 roku. W tych samych miesiącach dołączył do komitetu zarządzającego Apollo Association (wkrótce przemianowanego na American Art Union); dwa lata później, a potem jeszcze dwukrotnie, organizacja ta wybrała go na swojego szefa. Ponadto dwie organizacje, na rzecz których prowadził krucjatę, wybrały go do swoich prezydiów: American Copyright Club (do którego przemówił w 1843 roku) i New York Society for the Abolition of the Punishment of Death.

Służba publiczna nie mogła jednak wykluczać wszystkich innych zainteresowań. Wymagania gazety wobec uwagi i energii Bryanta w latach trzydziestych XIX wieku nie pozostawiły żadnego z nich na poezję, ale kiedy Evening Post znów przynosił zyski, wznowił pisanie wierszy. W 1842 roku opublikował The Fountain and Other Poems (Źródło i inne wiersze), wszystkie napisane po powrocie z Europy. W tym samym roku podpisał również kontrakt na wyłączność na sprzedaż swoich wierszy do Graham’s Magazine za 50 dolarów za sztukę – rekordowo wysoką cenę za poezję. Po dwóch latach większość z tych wierszy ukazała się jako The White-Footed Deer and Other Poems, 10 pozycji w niewielkim wydaniu paperback, które miało zapoczątkować Home Library, serię, którą Bryant i Evert Duykinck wymyślili, by promować amerykańskich pisarzy. Poezji w średnim wieku brakowało jednak żywiołowości wczesnej twórczości. Dwie dekady później, jego ostatni zbiór nowych wierszy okaże się jeszcze nudniejszym echem tego, co kiedyś było geniuszem. Wydany w 1864 roku z okazji 70. urodzin, Trzydzieści wierszy przypieczętował reputację Bryanta jako poety z ogniska: dostojnego, niepodważalnego, a jednak zardzewiałego. Jeden z krytyków podsumował jego karierę, porównując go na niekorzyść do wielkich poetów epoki – Williama Wordswortha, Samuela Taylora Coleridge’a, Johna Keatsa i Alfreda Lorda Tennysona – ale nie omieszkał dodać, że choć Amerykanin nie mógł dorównać ich idiosynkratycznym zaletom, był „tym spośród wszystkich współczesnych, który napisał najmniej rzeczy niedbale, a najwięcej dobrze.”

W późniejszych latach, świadom, że jego oryginalność osłabła, Bryant powrócił do klasycznej wspaniałości, którą pokochał w młodości. Tłumaczenie, wyjaśnił, dobrze pasowało do ostrożnych starców. Wybór z Iliady w Trzydziestu wierszach zapowiadał to, co miało nadejść. W lutym 1869 roku napisał do brata, że ukończył 12 ksiąg Iliady, które ukazały się w następnym roku. Kolejne 12, o dziwo, ukończył w krótszym czasie niż pierwsze dwanaście, a drugi tom eposu ukazał się w czerwcu 1870 roku. Nie przerywając pracy, zabrał się za Odyseję, która powstawała z podobnym zapałem przez kilka następnych lat. W porównaniu z tym, jego oryginalna twórczość była mizerna. Bryant wydał dwa poprawione zbiory swoich wierszy w 1871 i 1876 roku, ale były to bez wątpienia pamiątki przeznaczone na zakurzone półki, mimo kilku nowych dodatków.

Większość dekad po tym, jak wycofał się z uciążliwych zadań prowadzenia „Evening Post”, poświęcił nie poezji, ale podróżom i sprawowaniu urzędu starszego kulturalnego. Wznawiając europejską podróż, przerwaną przez klęskę Leggetta w 1836 roku, Bryant powrócił do Europy w 1845 roku. Pozostawiając tym razem rodzinę, spędził dwa miesiące w Anglii i Szkocji, gdzie odwiedził sędziwego Wordswortha i praktycznie wszystkich znanych pisarzy, a następnie przez kolejne trzy miesiące przemierzał większą część kontynentu. Po powrocie do Nowego Jorku musiał jednak ponownie zmierzyć się z problemem w Evening Post. Parke Godwin, podredaktor, który w 1842 roku ożenił się z córką Bryanta, Fanny, miał napięte stosunki ze swoim teściem, prawdopodobnie z powodu socjalistycznych skłonności młodszego mężczyzny. Ponadto Godwin zaczął już wcześniej odchodzić z gazety, wracać do niej, a potem znowu odchodzić. Dla Bryanta stało się oczywiste, że jeśli chce mieć swobodę podróżowania, będzie musiał poszukać godnego zaufania asystenta gdzie indziej. W 1846 roku John Bigelow wypełnił tę potrzebę, a w 1848 roku został partnerem w firmie.

Następnej wiosny Bryant przyjął zaproszenie od Charlesa Leuppa, mecenasa sztuki i wieloletniego współpracownika Bryanta w Sketch Club, by został jego towarzyszem podróży. Oboje popłynęli do Savannah, a następnie do Charleston, skąd po wizycie u dobrego przyjaciela Bryanta, powieściopisarza Williama Gilmore’a Simmsa, wyruszyli na Kubę. Od czasu spotkania z Kubańczykami podczas pierwszych miesięcy pobytu w Nowym Jorku Bryant pielęgnował romantyczną wizję tej karaibskiej wyspy, ale obserwacja praktykowanego tam niewolnictwa, spotęgowana straszliwą egzekucją niewolnika na jego oczach, zburzyła te młodzieńcze złudzenia. Kiedy wraz z Leuppem powrócił do Nowego Jorku na siedem tygodni przed wypłynięciem do Liverpoolu, ponownie dostrzegł najgorsze strony ludzkości. Rywalizacja pomiędzy Edwinem Forrestem, wielkim amerykańskim aktorem szekspirowskim (i bliskim przyjacielem Bryanta), a równie sławnym angielskim tragediopisarzem przyciągnęła tłum, zdecydowany wypędzić obcokrajowca z jego teatru; to było już wystarczająco złe, ale wtedy policja i oddział milicji wystrzelili z broni do tłumu, wywołując masakrę. W ciągu tygodnia, inny horror zaczął pęcznieć wraz z pierwszym z ponad 1000 zgonów z powodu epidemii cholery w mieście. Dwaj przyjaciele szczęśliwie zostawili te straszne sceny za sobą, udając się do Europy, i spędzili rozkoszne tygodnie na szkockim odludziu. Ale kiedy opuścili Anglię, ich wesołość wygasła w Europie wszędzie zagrożonej przez rosnący militaryzm.

Krótko po powrocie Bryanta jesienią 1849 roku, jego stary przyjaciel Dana namówił go do zebrania 15 lat listów z podróży, które wysyłał do Evening Post. Opublikowane w maju następnego roku Letters of a Traveller odniosły popularny sukces, mimo chłodnego przyjęcia przez krytykę. Dwa lata później Bryant i Leupp ponownie wyruszyli do Liverpoolu, a następnie udali się na południe przez Paryż, Genuę i Neapol, zanim dotarli do Egiptu na czteromiesięczną eksplorację miast Imperium Osmańskiego. Relacje z tych podróży również ukazywały się w Evening Post, a w 1869 roku, 16 lat później, zostały opublikowane jako Listy ze Wschodu. Jeszcze jedna książka podróżnicza, Letters of a Traveller, Second Series, została zainicjowana przez przedostatnią podróż do Europy, rozpoczętą w 1857 roku, kiedy Bryant był wyczerpany po staraniach w kampanii prezydenckiej Frémonta i obawiał się, że kwestia niewolnictwa rozerwie jego naród na strzępy. Ponadto zdrowie jego żony przysparzało mu zmartwień, a on sam uważał, że słońce południowej Europy może być zbawienne. Towarzyszyła im córka Julia (która nauczyła się włoskiego od swojego ojca) i jeden z najlepszych przyjaciół Julii. Ponownie podróżowali do dużych miast, tym razem do Madrytu, ale głównym celem podróży były Włochy. Jak na ironię, podróż, która została częściowo zaplanowana ze względu na zdrowie pani Bryant, prawie doprowadziła do jej śmierci, gdy w Neapolu dopadła ją infekcja dróg oddechowych. Przez cztery miesiące jej mąż sam się nią opiekował, stosując leczenie homeopatyczne, które – jak był przekonany – uratowało jej życie. Po jej wyzdrowieniu Bryantowie odwiedzili Hawthornów w Rzymie, gdzie sławny powieściopisarz pisał Marmurowego Fauna, a potem ponownie we Florencji, gdzie spędzili czas z Robertem i Elizabeth Browningami.

Tak jak Bryant obawiał się wyruszając w podróż w 1857 roku, powrócił do Stanów Zjednoczonych w poważnym niebezpieczeństwie rozpadu i wojny. Po raz kolejny włożył swoją energię w wybór republikańskiego prezydenta. Od razu uznał Lincolna za człowieka wielkiego formatu, gdy spotkali się w 1859 roku, i to właśnie Bryant przedstawił nowojorczykom człowieka Zachodu w kluczowym przemówieniu w Cooper Union. Jednak po wyborach Bryant skrytykował Lincolna za to, że nie dokonał natychmiastowej emancypacji wszystkich niewolników, a następnie za to, że nie prowadził wojny wystarczająco energicznie. Spór ten obciążał redaktora, podobnie jak problemy menedżerskie związane z podwojeniem nakładu gazety w latach wojny. Najgorszy cios spadł w 1866 roku, kiedy jego żona zmarła po długiej agonii. Aby złagodzić swoją stratę, Bryant odbył ostatnią podróż do Europy, zabierając ze sobą Julię.

Po powrocie do Nowego Jorku Bryant zachował tytuł redaktora, ale faktyczne prowadzenie gazety stopniowo przechodziło w inne ręce, a w następnej dekadzie jego zaangażowanie coraz bardziej stawało się zaangażowaniem inwestora chroniącego swoje udziały. Mimo to Bryant był postacią uwielbianą i bardzo wpływową. Nikt nie mógł zakwestionować jego pozycji jako Pierwszego Obywatela Nowego Jorku. W ciągu dziesięcioleci był głównym orędownikiem jednolitego i umundurowanego departamentu policji, agitował za wybrukowaniem ulic miasta, doprowadził do powstania Central Parku, walczył o utworzenie Metropolitan Museum of Art jako kardynalnego atrybutu wielkiego światowego miasta i popierał prawo pracowników do zrzeszania się w związkach zawodowych. Również jako człowiek pióra, choć już bez konsekwencji, pozostawał aktywny. Jego ostatni wydawca, Appleton, świadomy, że nazwisko Bryanta gwarantowało niezłą sprzedaż, poprosił go o napisanie tekstu do Picturesque America, dwutomowego folio z rycinami, którego druk kosztował ponad 100 000 dolarów – w tamtych czasach była to gigantyczna suma. Bryant zgodził się, choć szybko znudziło go zadanie dostarczenia „najbardziej nużącej ze wszystkich lektur”. Dwie części zostały opublikowane w 1872 i 1874 roku. Drugi ogromny projekt, A Popular History of the United States, został prawie w całości powierzony pióru Sidneya Howarda Gaya, który był wówczas redaktorem naczelnym Evening Post, ale Bryant napisał wstęp, w którym przedstawił schemat historii, kładąc szczególny nacisk na ludy prekolumbijskie i na szkodliwe skutki polityki rasowej dla idealistycznych zasad narodu.

Do końca Bryant wierzył w sprawność fizyczną, jak również w ćwiczenia umysłowe. Wspaniały piechur, nalegał na pokonanie 10 pięter schodów do swojego biura zamiast jazdy windą i codziennie korzystał ze sztangi, którą dla niego wykonano. Być może właśnie ta duma z własnego zdrowia czyniła go podatnym na zranienie. Pod koniec maja 1878 roku przemawiał na uroczystości poświęcenia popiersia wielkiego europejskiego i włoskiego liberalnego rewolucjonisty Giuseppe Mazziniego w nowojorskim Central Parku. Słońce biło mu na głowę podczas długich przemówień, przyprawiając staruszka o lekkie zawroty głowy, a mimo to, co charakterystyczne, uparł się, by z uroczystości wyjść pieszo, zamiast jechać powozem. Dochodząc do drzwi domu przyjaciela, upadł i doznał wstrząśnienia mózgu. Tydzień później udar sparaliżował jedną stronę jego ciała i zapadł w śpiączkę. Śmierć przyszła 12 czerwca 1878 roku. Na publicznym pogrzebie, zorganizowanym wbrew jego woli, na jego trumnę napierały tłumy. Później specjalny pociąg zabrał ciało do Roslyn na Long Island, gdzie mieszkał przez 35 lat i gdzie został pochowany obok swojej żony. Przy grobie pastor recytował fragmenty wierszy Bryanta o śmierci, a dzieci szkolne rzucały kwiaty na jego trumnę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.