Wyścig o tytuł Trenera Roku w NBA ma wyraźnego faworyta, opartego na kilku niepisanych zasadach

Co czyni Trenera Roku w NBA?

Zwycięzca jest prawie zawsze szefem ławki jednego z najlepszych zespołów w lidze. W zeszłym roku Mike Budenholzer zdobył tę nagrodę jako lider 60-zwycięskich Bucks. Dwane Casey zdobył ją rok wcześniej, prowadząc drużynę z drugim najlepszym rekordem w NBA. Mike D’Antoni odebrał nagrodę w sezonie 2016-17, gdy Rockets zakończyli rozgrywki z trzecim najlepszym rekordem w lidze – dwie wyprzedzające go drużyny prowadzili wówczas panujący Trener Roku Steve Kerr i trzykrotny zwycięzca Gregg Popovich. Głosujący zdawali się bardziej cenić jednokrotnego poprzedniego zwycięzcę D’Antoniego, który odmienił losy Houston, niż chcieli nagrodzić Kerra po tym, jak jego drużyna przegrała Finały i podpisała kontrakt z Kevinem Durantem, a także bardziej niż chcieli dawać Popovichowi kolejne trofea.

Tylko dwóch trenerów w ciągu ostatnich 20 lat wygrało tytuł Trenera Roku z mniej niż 50 zwycięstwami: Doc Rivers w Orlando w 1999-2000 i Sam Mitchell z Raptors w 2006-07.

Rivers’ Magic poszedł 41-41, gorszy rekord niż rok wcześniej dla Orlando, ale z roster, że niezwykle niskie oczekiwania. Dużo Darrella Armstronga i Bo Outlawa. Ta wygrana wyróżnia się jako jedyna wygrana Trenera Roku od dziesięcioleci (być może w ogóle), kiedy drużyna trenera nie dostała się do playoffów.

Raptors Mitchella poszli 47-35, zbierając 20 dodatkowych zwycięstw z poprzedniego roku i robiąc playoffy po raz pierwszy od lat. Mitchell był trenerem rok wcześniej, ale dostał dużo kredytów za turnaround. (Nie różni się to od zwycięstwa D’Antoniego w 2017 roku, choć drużyna D’Antoniego była elitarna, a Raptors Mitchella nie.)

Patrząc na najnowszą historię nagrody i kandydatów na stole, dość łatwo zawęzić to do tego, kto naprawdę ma szansę na zbudowanie zwycięskiej narracji w ciągu ostatnich siedmiu tygodni sezonu.

Budenholzer znów trenuje najlepszą drużynę, ale istnieje niepisana zasada, że trenerzy nie wygrywają tej nagrody w kolejnych sezonach. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. Można więc przypuszczać, że skoro głosujący nie złamali tej zasady w przypadku Popovicha, Phila Jacksona czy (w ostatnich latach) Kerra, to nie złamią jej również w przypadku Budenholzera, który nie zdobył jeszcze żadnego tytułu. (D’Antoni przegrywający z Caseyem w 2018 roku z 67-zwycięską drużyną – wzrost o 12 zwycięstw – jest tutaj dobrym wskaźnikiem w ostatnim czasie.)

Trenerzy mają tendencję do dostawania lania, gdy ich drużyny wydają się przeładowane talentem. Kerr nie wygrał od 2016 roku. Erik Spoelstra nigdy nie wygrał podczas rządów Heatles. (Jest absolutnie najlepszym aktywnym trenerem bez trofeum COY). Phil Jackson zdobył swoją ostatnią nagrodę w 1995-96, sezonie z 72 zwycięstwami – nie dostał nagrody w żadnym sezonie z Lakers, pomimo zdobycia pięciu mistrzostw w Los Angeles.

To raczej wykluczyłoby Riversa, biorąc pod uwagę, jak załadowani byli wszyscy zgadzali się, że Clippers wchodzili w sezon jako faworyci do tytułu. Może to również zaszkodzić Frankowi Vogelowi, choć na korzyść Vogela przemawiają też inne istotne kwestie.

Rzadkość, z jaką trener średniej drużyny otrzymuje nominację – tylko Mitchell i Rivers w ciągu 20 lat – wydaje się wykluczać Taylora Jenkinsa w Memphis. (Przytłaczająca historia trenerów drużyn z 50 zwycięstwami na koncie wyklucza Ricka Carlisle’a (którego przypadek został zniszczony przez najwyższą doskonałość Luki Doncica), Nate’a McMillana (którego przypadek ucierpiał, gdy Indiana stała się nierówna w ciągu ostatniego miesiąca) i prawdopodobnie Billy’ego Donovana (który dzieli zasługi za zaskakujący wzrost Thunder z Chrisem Paulem, przysłowiowym trenerem na parkiecie).

Brett Brown nie ma żadnych argumentów, a Spoelstra osłabł, odkąd Miami wypadło z górnego szeregu drużyn Wschodu. Wskazaliśmy, że Rivers odpada i jestem sceptyczny, że głosujący ponownie wezmą pod uwagę D’Antoniego (pomimo tego, że jest on ulubieńcem mediów, a media głosują na tę nagrodę), chyba że Houston pójdzie na absolutną łezkę pod ich nowym paradygmatem small-ball. Rozmawiamy o długich szansach Budenholzera jako panującego COY.

Kto więc został? Nick Nurse, Mike Malone, Brad Stevens i Vogel.

Vogel jest trenerem trenerów i ma naprawdę fajną narrację, będąc wyrzuconym z kiepskiej franczyzy i jakoś dostając zatrudnienie do trenowania LeBrona Jamesa i Anthony’ego Davisa, a potem łącząc się z nimi i wygrywając. Malone jest trenerem trenerów i wyraźnie nie jest fluke’m – to jest prawdziwe pasmo sukcesów dla niego w Denver po tym, jak został niesprawiedliwie wypchnięty w Sacramento. Jego narracja nie jest tak bogata jak Vogela, ale to wciąż ciepła historia. Stevens w przeszłości był ulubieńcem mediów i nie ma jeszcze na koncie wygranej w COY. Boston’s post-Kyrie Irving recovery provides a good narrative.

Ale myślę, że faworytem w tym momencie powinien być Nurse.

Prowadził Raptors do mistrzostwa w zeszłym sezonie jako debiutant w roli head coacha NBA. Jest ulubieńcem mediów. (W sensie, że nie jest palantem dla mediów i faktycznie angażuje się w tematy strategiczne). Nikt nie spodziewał się, że Raptors będą tak dobrzy po stracie Kawhi Leonarda. To, jak drużyna poradziła sobie z serią poważnych kontuzji najważniejszych graczy było odkrywcze w dobrym tego słowa znaczeniu. Rozwój surowych graczy w gwiazdy, włączanie do składu nieopowiedzianych debiutantów z konieczności i chęci, niesamowita kultura drużyny – za to wszystko należy się Nurse’owi jakaś zasługa. I wydaje się być zwykłym człowiekiem, aczkolwiek takim z własnym logo, które nosi.

O ile nie dojdzie do jakichś poważnych zmian w standingu w końcówce sezonu, albo do złamania precedensu przeciwko zwycięzcom back-to-back, Nurse jest Trenerem Roku. Chwyć za siekierę i zagraj nam coś, trenerze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.